niedziela, 6 listopada 2016

14 Rozdział

~Suho~

Chwyciłem za klamkę i kiedy miałem już otworzyć drzwi zaczął dzwonić mój telefon. Puściłem drzwi i odebrałem.
-  Yeoboseyo?
- Hey gdzie jesteś?
- Kto mówi?- Spytałem zdziwiony? Nie znam tego numeru.
- No nie poznajesz swojego brata?- Jakiego brata?
- Sorry, ale chyba pomyliłeś numery.- Powiedziałem spokojnie.
- A to przepraszam pana szanownego!- I się rozłączył. Nie mam zamiaru dalej marnować czasu. Pokazałem Sehunowi żebyśmy poszli już do samochodu. Dopiero na parkingu się odezwał.
- Możliwe, że przez najbliższy tydzień nie będziemy mogli się kontaktować.- Spojrzałem na niego zdziwiony. Jak to?- Mam parę spraw do załatwienia, które nie znoszą czekać.- Przytaknąłem. Nie chcę pytać jeśli on nie czuje się na siłach aby odpowiedzieć. Pożegnaliśmy się i odjechał. Czuje, że to dopiero początek kłopotów.

~Sehun~

Szybko wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Mój telefon ponownie zaczął wibrować. Spojrzałem na zegarek. Za 5 min zaczyna się rozprawa. Przyspieszyłem. Podjechałem pod sąd. Wbiegłem do środka. Po drodze zacząłem zakładać togę adwokacką i podbiegłem pod salę rozpraw. Pod drzwiami czekał mój klient.
- Wybacz.- Powiedziałem krótko i weszliśmy na salę.

Sąd ogłosił wyrok. Znowu mi się nieudało. Przegrałem. Gdyby nie to, że pracuje dla rodziców to już dawno byłbym bezrobotny. Nie mogę się skupić na pracy. Całymi nocami szukam czegoś żeby pomóc Suho. Jednak nadal nic. Zrobiłem krótką rozmowę z klientem. Musiałem mu wytłumaczyć jego wyrok oraz możliwość odwołania od wyroku. Wykończony poszedłem do swojego biura. Zapaliłem światło. Wszędzie walają się papiery. Na biurku mnóstwo pustych kubków po kawie. Tak to moja rzeczywistość. W domu nie byłem od ponad miesiąca. Bez przerwy pracuję jednak to nie zmienia faktu, że jestem w tym fatalny. Nie nadaję się do tego. Jednak jak mam to powiedzieć rodzicom. Od pokoleń prowadzą te kancelarię. Nie mogę ich zawieść. Ale i tak to robię. Usiadłem przy biurku i zabrałem się za dalszą pracę. Po woli zaczęło robić się ciemno. Spojrzałem na zegar. Już ta godzina? Kiedy to minęło? Westchnąłem. Odwróciłem się w stronę okna. Przed mną są same wielkie budynki. Las szklanych i żelaznych budowli. Grzmot, błysk światła rozświetlił mój gabinet. Burza? Dziwne, ostatnio ciągle pada. Podszedłem do okna. Mam dziwne wrażenie, ze widzę kogoś na dachu budynku, który jest naprzeciw mnie. Jednak przez deszcz nie widzę wyraźnie. Chyba jest ich 2. Starałem się widzieć coś więcej, jednak deszcz jest coraz gęstszy. Nagle wydarzyło się coś dziwnego. Wygląda jakby cos tam wybuchło. Ogień unosi się w powietrzu przypominając wielką kulę. Jeden z ludzi spada z dachu. Podskoczyłem. Jednak on po chwili zniknął. Tak jakby wyparował w powietrzu. A wraz z nim kula ognia. Przetarłem oczy i spojrzałem jeszcze raz. Nikogo nie ma. Nic…. Oprócz deszczu. Spojrzałem na biurko. Pewnie to ze zmęczenia.

~Baekhyun~

Uff na całe szczęście. Byłbym martwy gdyby mnie tu znaleźli. Odczekałem aż wyjdą i wyszedłem z szafy. Hmmm odejście z wytwórni co? Ciekawe. Spojrzałem na zegarek. O kurde zaraz się spóźnię na sesję! Zbiegłem schodami na garaż i szybko odpaliłem samochód. Kiedy dojechałem na miejsce okazało się, że to sesja na dworze. Że co proszę? Mam marznąć? No chyba nie. Jednak nie mogę narzekać. Tak jak się spodziewałem marznę i to cholernie mocno a oni jeszcze wymagają od mnie żebym napiął abs. Jestem cały siny z zimna, a dopiero co wyszedłem z grypy. Nagle rozległ się grzmot, błysk a po nim zaczął padać deszcz. Wszyscy zaczęli usiekać pod namioty. Dopiero teraz dostałem od jakiegoś stażysty koc i ręcznik.
- Przepraszam….- Usłyszałem za sobą głos. Odwróciłem się w tę stronę.- Ktoś do pana dzwoni.- Zobaczyłem młodą dziewczynę. Jeszcze jej nie widziałem. Musi być tu nowa. Podała mi telefon i się ukłoniła. Chwyciłem telefon do ręki.

- Halo?..... halo?.....- Nikt nie odpowiada. Po chwili usłyszałem dziwny szum w telefonie. Słyszę, że ktoś na pewno jest po drugiej stronie, słyszę jego oddech. Ale nie odpowiada. Nagle się rozłączył. Dziwne. Spojrzałem na zewnątrz namiotu. Ulewa. Auć moja głowa. Czy to od pogody? Rozumiem mieć anginę po deszczu, ale żeby tak szybko. Kurde, czy są tu jakieś leki? Rozejrzałem się w poszukiwaniu tej dziewczyny z wcześniej jednak nigdzie jej nie ma. Co tu się odwala? Cholera moja głowa. Oparłem się o krzesło żeby nie stracić równowagi. Ból jest coraz silniejszy. Zaczęło mi piszczeć w uszach. To jest nie do zniesienia. Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać. Ciemność. Obudziłem się jednak nie mogę się ruszyć czuję się jakbym był do czegoś przywiązany. Nic nie widzę. Oślepłem?! A nie mam coś na oczach. Gdzie ja jestem? Co tu się dzieję? Zacząłem się trochę szarpać. Jednak mam wrażenie, że im mocniej staram się uwolnić tym bardziej zaciskają się węzły. Chciałem krzyknąć, ale nie wydobył się żaden dźwięk. Jestem coraz przerażony. Co tu się dzieję? Czy to jakiś żart? Błagam niech ktoś powie, że to się nie dzieje na niby. Nagle usłyszałem jakieś głosy. Nie mogę zrozumieć co mówią. To jakiś dziwny język. Jednak mogę rozróżnić, że to dwóch mężczyzn. Chyba są coraz bliżej. Słyszę ich coraz lepiej. Nadal nic nie rozumiem. Zdjęli mi przepaskę z oczu. Teraz ich widzę. Są ubrani na czarno. Mają założone kaptury. Nie widzę ich twarzy. Rozejrzałem się szybko żeby jak najwięcej zapamiętać. Jeden z nich wziął moją rękę. Nagle coś się na niej zaświeciło. Zaczęło mnie palić w tym miejscu. Tak jakby mi coś wypalali tam. Ból jest za duży. Nie mogę już dłużej wytrzymać. Krzyczę, ale żaden dźwięk się nie wydobywa. Straciłem przytomność. Obudziłem się z krzykiem w swoim łóżku. Rozejrzałem się dookoła. Co to było? To mi się tylko śniło? Spojrzałem na zegarek. 3 rano. Poszedłem wziąć zimny prysznic żeby ochłonąć. Siedziałem przez chwilę pod strumieniem zimnej wody. Kiedy przejechałem dłoniom po swojej ręce poczułem coś wystającego. Blizna? Spojrzałem na rękę. Znajduje się na niej jakiś dziwny symbol. Przypomina…… węża?


Dziękujemy za czytanie oraz odwiedzanie naszego bloga!
Wiemy, że rozdziały nie pojawiają się już tak regularnie na początku, ale osoba odpowiedzialna za dodawanie rozdziałów jest TROCHĘ zajęta.
Proszę o wybaczenie!
Postaram się wyrabiać z terminami......

Sandra, ~Rosa~, NOONA









sobota, 15 października 2016

13 Rozdział

~Luhan~

Rano obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy, odwróciłem się na drugi bok. Na stoliku stała filiżanka z kawą a obok niej talerz z naleśnikami. Usiadłem i sprawdziłem godzinę. 9:00, jej już nie ma. Wziąłem łyka kawy. Ciepło napoju rozeszło się po moim całym ciele. Zauważyłem kartkę leżącą obok talerza. ~ Dziękuję, mam nadzieję, że będzie smakować! J~ Uśmiechnąłem się mimowolnie. Wstałem i ruszyłem do swojego pokoju. Posprzątała po sobie. Tak jakby jej tu w cale nie było. Podszedłem do wielkiej szafy i wyjąłem z niej małe pudełko. W środku jest mnóstwo karteczek. Każda od niej. Na każdej jest to samo zapisane. ~Dziękuję i……. Proszę~ Dołączyłem do nich dzisiejszą kartkę i schowałem pudełko na swoje miejsce. Wyjąłem świeże ubrania z szafy i poszedłem wziąć prysznic.

~Yuki~

Nie mogę spać cały czas myślę o tym co się dzisiaj wydarzyło. Nagle to powróciło. Ogromny ból głowy. Nie jestem w stanie tego powstrzymać. Schowałam głowę między kolanami, ale to nie pomaga. Czuję jakby ktoś rozrywał moją głowę na miliony kawałeczków. Moje oczy płoną, w ustach czuję ostre palenie, duszę się nie mogę złapać oddechu. Tak jakbym…… tonęła. Otwarłam oczy. Wszędzie wokół mnie jest woda. Jestem już bardzo głęboko, nie mogę ruszyć żadną częściom ciała. Próbuję nie wypuszczać powietrza. Jednak nacisk na moje płuca jest tak silny. W końcu otwieram usta. Bąbelki powietrza uciekają ode mnie. Automatycznie sięgam po wdech, woda dostaje się do mojego wnętrza. Przerażona robię jeszcze 2 wdechy. Czuję palący ból w klatce piersiowej. Organizm domaga się powietrza. Ból przenosi się na każdą część mojego ciała. Tracę widoczność. Wokół mnie jest biało. Ból minął, zamykam oczy. Ponownie je otwieram leżę na łóżku. Dookoła mnie jest biało. Nie potrafię rozróżnić kształtów. Robię głęboki wdech. Powietrze wypełnia moje płuca. Nagle rozchodzi się po pomieszczeniu wyjący dźwięk. Jest za głośny, moja głowa, błagam niech to przestanie! Moje oczy powoli się zamykają. Nade mną stają cienie, coś mówią. Nic nie rozumiem, zamykam oczy. Ponownie je otwieram. Leżę przykryta kocem na kanapie w wielkiej bibliotece.
- W końcu się obudziłaś….. Yuki.- Usłyszałam głos dochodzący z końca Sali. Szybko wstałam i zaczęłam się rozglądać.- Nie poznajesz swojego starego nauczyciela?- Wyszedł z cienia. Starszy mężczyzna, poruszający się o lasce. Przysiadł naprzeciwko mnie.- Pewnie się zastanawiasz co się dzieje, prawda?- Spojrzałam na niego zdziwiona.- Skąd to wiem? A w jaki sposób próbujesz właśnie czytać mi w myślach?- Wystraszona przestałam.- Spokojnie, nie mam ci tego za złe. W końcu to ja ciebie tak wyszkoliłem.- Skierował dłoń w moją stronę, oczekując, że zrobię to samo. Podałam mu dłoń. Kiedy nasze dłonie się dotknęły przed moimi oczami zaczęły migać różne obrazy. Wszystkie moje wizje. Jednak tym razem wydawały się bardziej realne. Tak jakby to nie był tylko sen, ale………. Przeszłość. Nagle się zatrzymały na jednej scenie. Obserwowałam wszystko z boku. Tak jakbym była na planie zdjęciowym, jednak po chwili zrozumiałam, że to oni są prawdziwi a ja………. Nie.
- Yuki!- Usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się w tamtym kierunku. Nikogo nie znam. Nagle przeze mnie przebiegła mała dziewczynka. Mogła mieć z 8 lat. Zadowolona podbiegła do pary, która stała naprzeciw mnie.
- Yuki, kochanie nie oddalaj się tak.- Powiedziała kobieta do dziewczynki. Jej słowa sprawiły, że moje serce zadrżało. Czy…..? Ale……? Co……?
- Jadą!- Wykrzyknęła dziewczynka wskazując na grupę dzieci jadących w powozie, bez dachu, ciągniętym przez konie. Pośród nich znajduję się ten starzec z biblioteki. Wszyscy mają na sobie różno-kolorowe szaty, mnóstwo złota i różnych kamieni. Wyglądają jak królowie. Jedni machają do tłumów, a inni zachowują zimny wyraz twarzy. Nagle starszy mężczyzna rozkazał zatrzymać powóz. Nikt nie wie o co chodzi. Wszyscy stoją w ciszy. Nawet ptaki nie mają odwagi aby lecieć. Wysiadł z powozu i podszedł do małej Yuki. Ukucnął naprzeciw niej i dał jej pierścień przypominający pnący się bluszcz wokół palca. Wziął jej rękę i położył na niej pierścień. Nagle pierścień rozbłysnął złotym światłem, zaczął się poruszać jak wąż, wpełzł na jej nadgarstek i się wokół niego owinął, po czym zaczął rosnąć owijając przy tym jej palce. Wypuścił czerwone kwiaty, które po chwili zamieniły się w rubiny i zastygł. Wszyscy ludzie byli wpatrzeni w to co się właśnie wydarzyło. Dzieci z powozu miały różne reakcje. Jednak przeważnie nie były zadowolone. Starszy mężczyzna pomógł wstać dziewczynce i zaprowadził ją na powóz. Nikt nic nie mówił. Nawet jej rodzice pozostali cicho. Kiedy mężczyzna z dziewczynką weszli do powozu, bluszcz, który obrastał wierze zakwitł na czerwono, kiedy pąki kwiatowe się otwierały zaczął z nich wypadać czerwony pyłek, wraz z wiatrem kierował się w stronę dziewczynki, aż w końcu całą ją zakrył. Po czym zniknął. Pozostawiając swój ślad na dziewczynce. Jej krwisto-czerwone włosy. Kiedy dzieci w powozie to zauważyły natychmiast się od niej odsunęły. Poczułam wiatr we włosach, dotknęłam ich. Po czym na nie spojrzałam. Krwisto-czerwone. Są całkowicie inne niż były wcześniej. Wtedy to ja je farbowałam. Teraz ta czerwień stała się częściom mnie. Spojrzałam jeszcze raz na powóz. Odniosłam wrażenie, że ta dziewczynka mnie widzi, że patrzy mi w oczy. Nagle w głowie usłyszałam jej głos. UCIEKAJ! Straciłam obraz. Otwarłam szybko oczy. Promienie słońca delikatnie przebijają się przez zasłony. Rozejrzałam się dookoła. Jestem w pokoju Luhana. To już koniec, to się skończyło. Skuliłam się w kulkę i zaczęłam bujać do przodu i do tyłu. Łzy mimowolnie uciekały z moich oczu. Cała się trzęsę. Rozejrzałam się dookoła. Moje oczy spoczęły na jednym punkcie. Tak jak się spodziewałam. Podeszłam do lustra. Były na nim napisane jakieś dziwne znaki. Zrobiłam im zdjęcie a potem wzięłam się za zmywanie szminki z lustra. Kiedy byłam pewna, że nic nie zostało szybko po sobie posprzątałam i weszłam do salonu. Luhan nadal śpi. Jednak niedługo się obudzi. Szybko wzięłam się za robienie dla niego śniadania, po czym ubrałam buty, kurtkę i wyszłam. Kiedy byłam na schodach Luhan się obudził. Zbiegłam na sam dół. Deszcz już nie pada, ale w powietrzu nadal czuć wilgoć. Przyspieszyłam kroku. Chcę jak najszybciej być w gabinecie. Muszę coś sprawdzić. Dopóki nie jest za późno.

~Lay~

Cholerne światła! Teraz to na pewno się spóźnię! To już 4 raz w ciągu 1h. Zacząłem się rozglądać dookoła. Naglę moją uwagę przykuł jeden szczegół. A raczej przykuła. Czy to nie jest ta terapeutka? Otwarłem okno.
- Pani doktor!- To, żem się popisał. Spojrzała w moją stronę, uśmiechnęła się.
- Witaj- Powiedziała tym swoim delikatnym głosem. Jednak coś jest nie tak, coś się w niej zmieniło.
- Właśnie jadę do kliniki, może panią podwiozę?- Spytałem nie pewny dlaczego. Nie to miałem na myśli kiedy ją wołałem.
- Chętnie.- odpowiedziała po czym weszła do środka. Chciałem coś powiedzieć, ale zapaliło się zielone światło więc ruszyłem. Po paru minutach zrobiło się dziwnie cicho więc postanowiłem coś powiedzieć, ale zamiast tego włączyłem radio. Co się ze mną dzieję? Czemu robię to czego nie chciałem? To tak jakby ktoś mną kontrolował.
- O już jesteśmy.- Powiedziała patrząc na budynek. Nawet nie zauważyłem kiedy się tu znalazłem.- Dziękuję.- Powiedziała po czym wyszła. Dopiero teraz do mnie dotarło, że chciałem jechać do pracy a nie tu. Szybko zawróciłem na drogę. Jestem już totalnie spóźniony. Jak dojechałem na miejsce w szpitalu już panował niezły kocioł. Szybko się przebrałem w kitel i ruszyłem na sale przyjęć.
- Co się dzieję?- Spytałem pielęgniarkę?- Spojrzała na mnie przerażona.
- Sama nie wiem doktorze, nagle pojawiło się mnóstwo zgłoszeń od ludzi, którzy mają krwotoki wewnętrzne. Brakuje nam personelu.- Mówiła to z paniką w oczach po czym pobiegła do jakiegoś pacjenta. Krwotoki wewnętrzne? Przecież to nie jest żadna choroba zakaźna, więc o co chodzi?
- Doktorze!- Usłyszałem głos innej pielęgniarki. Odwróciłem się w jej stronę.- Potrzebujemy pana na Sali operacyjnej!- Szybko pobiegłem za nią. Nie wiem co się dzieję, ale to nie jest normalne.

~Chanyeol~

Wparowałem jak burza do budynku. Mówiła, ze teraz powinna mieć przerwę. Dojechałem na właściwe piętro. Nikogo nie ma na korytarzu. Wszedłem do jej gabinetu bez pukania. Siedziała przy biurku. Jej głowa leżała schowana między rękoma. Czy ona śpi? Podszedłem bliżej.
- Pukać cię mama nie uczyła?- Zatrzymałem się na te słowa. Podniosła głowę i próbowała ogarnąć włosy. Coś się w niej zmieniło, czy mi się tak tylko zdaje?- Być może.- Odpowiedziała na moje nie zadane pytanie. Skamieniałem. Wstała od biurka i poszła w stronę kanapy. Wskazała ręką żebym też usiadł. Ja jednak nie potrafię ruszyć nawet powieką.- Ej nie stój jak żona Lota.- Powiedziała po czym w końcu podszedłem do niej. Nie śmiało usiadłem.
- Więc…. Wiesz….- Zacząłem jednak mi przerwała.
- Jeśli by to było takie proste to bym ze spokojem dzisiaj spała w nocy.- Spojrzałem na nią zdziwiony, czy ona naprawdę nie spała?
- To nie jest teraz najważniejsze.- Ponownie odpowiedziała na nie zadane pytanie. Jak?
- Czytam w myślach.- Powiedziała po czym oparła głowę o oparcie kanapy. Czyli jak profesor X z X-men’ów?
- Nie bądź śmieszny.- Powiedziała patrząc w sufit. Zacząłem patrzeć w tym samych kierunku co ona, czemu mnie to nie przeraża?
- Bo ty też nie jesteś „normalny”.
- Nie zaprzeczę.- Powiedziałem. Klepnęła w swoje uda po czym wstała i podeszła do ściany, na której wiszą obrazy.
- Przyjrzyj się im, coś wydaje ci się znajome?- Spytała. Przyglądałem się każdemu uważnie. Miała rację. Te miejsca. Podszedłem do jednego z obrazów. Ten pokój. Dotknąłem go dłoniom. Spojrzałem na nią.
- Nie patrz tak na mnie, sama nie wiem.- Dalej przyglądałem się obrazom. Wyglądają jak pocięty film.- Nie jesteś w księgarni.- Usłyszałem jej głos. Spojrzałem w jej stronę a poczym w stronę drzwi. Stał tam chłopak. Podszedł do nas. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy po czym on kiwnął głową.
- Jestem Luhan.- Podał mi rękę. Odwzajemniłem gest.
- Chanyeol.- Powiedziałem nie pewnie. On też jest telepatą?
- Nie, jego specjalność to telekineza.- Ponownie mi odpowiedziała.- A Chanyeol….- Nie pozwoliłem jej dokończyć, szybko zapaliłem swoją dłoń. Nie czuję go, ale widzę, że tam jest. Po czym zgasiłem płomień.

- No to ciekawe towarzystwo mamy.- Powiedział Luhan. Zaśmiałem się, oni z resztą też. Usiedliśmy z powrotem na kanapie. Zacząłem gadać z Luhanem, jednak ona wyglądała jakby wyłączyła się z rozmowy całkowicie. Cały czas patrzyła w okno. Jakby tam mogła znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Jednak muszę przyznać, że czuję się lepiej wiedząc, że nie jestem jedyny. Tak jakbym w końcu odnalazł dom.

Kolejny rozdział, jest chyba najbardziej skąplikowany, ale nie jest jedyny taki w swojej niesamowitości...... (yyyyy tak)
Prosimy o komentowanie :)

SANDRA, ~Rosa~, NOONA








piątek, 7 października 2016

12 Rozdział

~Luhan~

Wstałem przed wschodem słońca, jak zwykle z resztą. Zrobiłem sobie śniadanie, którego i tak nie zjem bo zacząłem robić bento. Jak skończyłem to zostało mi niewiele czasu na przebranie się i wyjście. Jednak to nie zajmie mi dużo czasu. Z natury mam 1 parę spodni, więc wybór nie jest trudny. Spakowałem lunch box i wyszedłem. Droga zajęła mi 20 min. Jak zwykle o tej porze jeszcze nie ma sekretarki. Podszedłem do windy. Kiedy dojechałem na 20 piętro słońce raziło niemiłosiernie. Podniosłem rękę do góry a firany się poruszyły robiąc trochę cienia.
- W końcu przytyjesz jeśli nie będziesz wykonywał niektórych czynności samodzielnie.- Usłyszałem jej głos. Jak zwykle potrafiła uśpić moją czujność żeby zakraść się nieświadomie. Odwróciłem się w jej stronę i podałem zapakowane pudełko z lunchem. Kiedy wyciągnęła rękę żeby je zabrać zauważyłem farbę na jej dłoniach.
- Malowałaś? Co zobaczyłaś?- Zapytałem energicznie. Wskazała ręką żebyśmy weszli do jej gabinetu. Kiedy wszedłem do środka wszystko było już posprzątane. Czyli znowu nocowała w pracy. Na ziemi leżał zamalowany brystol. Przedstawiał dziwne znaki. Spojrzałem na nią. Pokiwała głową na nie. Czyli znowu nic nie wie. Usiadłem na kanapie, po chwili ona się dosiadła.
- Napadło mnie w momencie kiedy chciałam wychodzić.- Spojrzałem na nią pokazując, że w to nie wierze.- Przysięgam, miałam zamiar jechać do domu.- Zaczęła się bronić.
- Mów dalej.- Powiedziałem spokojnie. Później ją za to skrzyczę. Teraz są ważniejsze rzeczy do ustalenia.
- Najpierw zobaczyłam coś co przypominało zamek. Taki z mniej więcej z Renesansu, z ogromnym ogrodem. Po środku niego stało potężne drzewo. Jednak było inne niż zwykłe drzewa. Jego korona była…..
- Nie stresuj się…- Powiedziałem chwytając ją za rękę. Westchnęła.
- Wyglądało jakby było w każdej porze roku na raz. Z jednej strony zima z drugie lato, to samo się tyczy jesieni czy wiosny. Jakby ono było w innym czasie. Kiedy Z jednej strony była zima to gałązkę dalej już się zaczynała wiosna. Ale tylko ono takie było.  Potem zobaczyłam potężny ogień. Rozpętał się pożar. Wszystkie zwierzęta zaczęły uciekać, ale niektórym się nie udało. Ale te, które wpadły w płomienie się nie spaliły. Tylko zamieniały się w kryształy. Diamenty czy inne kamienie. Potem widziałam cień smoka i jak ogień zamienia się w lód. To wszystko. Obrazy znikły, a kiedy otwarłam oczy zobaczyłam ten obraz. Namalowałam go. Tak jak tamte.- Spojrzała na ścianę pełną szkiców. Z każdym z nich wiąże się inna wizja. Jednak nadal nie wiemy co one oznaczają. Nigdy się nie łączą. Są jak urywki różnych filmów. Ale ten jest pierwszy kolorowy. Przytuliłem ją. Jeśli miała atak to znaczy, że cierpiała. Zdążyła już zmyć ślady krwi, ale za dobrze ją znam żeby nie zauważyć jej cierpienia. Wstała i podeszła do biurka. Wyjęła z niego czarne rękawiczki. No tak boi się. Zawsze po tym traci kontrolę nad mocą
- Może powinnaś spróbować…
- NIE.- Natychmiast mi przerwała.- Tak nie można. Kontrolować innych ludzi? Zabrać im wolność, wybór?! Nie byłabym w stanie.- Powiedziała już ciszej. Podszedłem do niej i przytuliłem od tyłu. Automatycznie mnie odtrąciła. Ruszyła w kierunku komody. Zaczęła przeglądać akta. „uczucia przysłaniają osąd”? Dlaczego tak ślepo wierzysz w te słowa? Nagle rozległ się huk. Wypadły jej z rąk papiery. Schyliła się żeby je podnieść. Ja nawet nie musiałem podchodzić żeby to zrobić. Spojrzała na mnie dziękująco.
- Właśnie dlatego powinnaś…
- Daj już spokój. Codziennie mnie tym zadręczasz. Znasz moje zdanie.
- Znam…- Podszedłem do niej.- I go nie rozumiem.- Westchnęła.- Sama powiedziałaś, że pierwsze wizje pojawiły się kiedy chciałaś użyć mocy. Ty nie tylko kontrolujesz umysły. Ty pomagasz ludziom. Dzięki kontroli uczuć leczysz swoich pacjentów. A poprzez dotyk jesteś w stanie odczytywać co się wydarzyło, bądź wydarzy.- Pociągnąłem ją na kanapę żeby usiadła a sam chodziłem.- Pamiętasz jak pierwszy raz się spotkaliśmy. Przejęłaś mnie bo mój psycholog mnie nie rozumiał. A twoje jedno spojrzenie i twój dotyk sprawiły, że poczułem pierwszy raz w życiu spokój. Czułem wolność od zmartwień i problemów. A kiedy szukaliśmy powodu dlaczego to się z nami dzieje to kiedy pojechaliśmy na to boisko i dotknęłaś tych wszystkich rzeczy ujrzałaś całą sytuację. Tak jak byś tam była. Twoja moc nie jest przekleństwem. To błogosławieństwo. Ty pomagasz. Nie wierzę, że byłabyś w stanie kogoś zranić lub kazać mu zrobić coś czego by sam nie chciał.- Teraz usiadłem obok niej.
- To już 5 lat.- Powiedziała cicho. Na początku nie wiedziałem o co jej chodzi. Jednak teraz do mnie dotarło. To 5 lat temu lekarze przysłali mnie do niej. Wtedy jakoś nie mogłem uwierzyć, że dziewczyna młodsza od mnie może mi w czymś pomóc. Była taka młoda a już wtedy kazali jej się zajmować psychopatami i mordercami. Musiała widzieć w ich umysłach to co robili, wyczuwała ich zamiary. Znosiła to wszystko sama. Nigdy mi o tym nie mówiła, ale potrafię to wyczytać w jej oczach.
- To już 5 lat jak przynosisz mi lunch, o nic nie pytasz, zawsze mnie wysłuchujesz. Dziękuję.- Przytuliła się.- Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego mogłabym sobie wyobrazić.- Przyjacielem, właśnie tym jestem. I zawsze nim będę. Dopóki ty będziesz mnie potrzebować. Zawsze będę przy tobie. Obiecuję ci to. Mogę czekać całą wieczność. Byle byś była szczęśliwa. Tylko to się dla mnie liczy. Spojrzałem na zegarek. Za 2 minuty zacznie się jej 1 wizyta. Nie chcę, ale wiem, że muszę. Rozłączyłem nas i wstałem z kanapy. Podałem jej dokumenty, które jeszcze parę minut temu ściśle przeglądała i wstałem. Podszedłem do drzwi. Odwróciłem się do niej. Uśmiechnęła się.
- Do zobaczenia jutro?- Spytałem. Uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głową. Wyszedłem. Wywołała jakieś imię. Minąłem się z dość wysokim chłopakiem. Wyglądał na strasznie zamyślonego. Chyba naprawdę bardzo potrzebuje tej wizyty. Nie przejmuj się stary. Trafiłeś w dobre ręce. Drzwi się zamknęły a ja ruszyłem w stronę windy. Zjechałem na dół. W recepcji już siedziała pani Kim. Jak zwykle o tej porze pije kawę. Czarna z imbirem i cukrem. Tyle razy chodziłem jej po tę kawę, że już znam na pamięć. Pomachała mi. Podszedłem do lady.
- Jak się czujesz Luhan? Od tylu lat tu przychodzisz. To z powodu twojego stanu czy przyzwyczajenia?
- Wydaje mi się, że oba.- Odpowiedziałem nie pewnie. W sumie to nie wiemy czy to co robimy to mutacja czy po prostu się zdarza i tyle. Jeśli to normalne to ludzie o tym nie mówią, bo po co. To tak jakby leczyć się bo jest się kobietą czy mężczyzną. Sam nie wiem. Zadzwonił telefon. Uratował mnie od niezręcznej rozmowy. Pomachałem jej i wyszedłem. Powoli zaczynają zbierać się chmury burzowe. Przyjdę po nią po pracy. Skoro jest tu od wczoraj to na pewno nie ma parasolki. Schowałem ręce w kieszeni kurtki i ruszyłem przed siebie. Jak zwykle ludzie się śpieszą. Idą do pracy, szkoły. Poszukują sensu. Lub go tracą. Przeszedłem obok grupy licealistek w mundurkach. Tradycyjnie zbyt krótkich aby uchronić przed zimnem. Jednak dla nich nadal za długich. Przystanąłem pod galerią. Niewiele osób wie, że coś takiego tu jest. Malutki budynek, w którym każdy nie znany artysta może przynieść swoje dzieła. Może poczuć dumę kiedy zostają wywieszone na ścianie i jeśli ma szczęście ktoś je kupi za marne grosze, tylko po to aby potem sprzedać je pod innym nazwiskiem za miliony. Na wystawie stał malunek przedstawiający smoka. Był cały w ogniu. Jednak po chwili smok się ruszył a cały ogień zamarzł. Chłód przedostał się z obrazu na pomieszczenie. Na szybie zaczął pojawiać się szron. Przedstawiał jakiś znak. E-X-O? Co to oznacza? O co w tym wszystkim chodzi? Zamrugałem parę razy. Spojrzałem jeszcze raz na wystawę. Wszystko wyglądało normalnie. Lód zniknął. Smok dalej pozował w ogniu. Wszystko wyglądało normalnie. Tak jakby nic się nie wydarzyło. Co tu się dzieje? Przecież wizje są działką Yuki. To dlaczego ja? I to „EXO”, co to oznacza? Muszę o tym porozmawiać z Yuki. Ale teraz nie mogę tam wejść. Aish. Musze wytrzymać do wieczoru. Przyspieszyłem kroku. Muszę się jak najszybciej znaleźć w mojej pracy. To nie może oznaczać nic dobrego. Zamarzający ogień? To samo ona widziała. Może to dlatego, że za bardzo o tym myślę? W końcu doszedłem. Mała księgarnia. Wyjąłem klucze z kieszeni. Otwierając drzwi usłyszałem dźwięk dzwonka. Tak bardzo znajomy i uspokajający, zwiastujący klienta w trakcie dnia. Przełożyłem kartkę z napisem „zamknięte” na „otwarte” i poszedłem odłożyć rzeczy na zaplecze. Zaparzyłem sobie kawę i poszedłem usiąść przy ladzie. Nie spodziewam się tłumów. Czasem zdarzy się, że przyjdzie tu jedna czy dwie zagubione osoby, które poszukują słowników czy też leksykonów. Cały czas męczy mnie to co zobaczyłem. Czy właśnie tak ona się czuje? Kiedy coś widzi a nie może tego zrozumieć? Nawet nie zauważyłem kiedy piłem już 3 kubek kawy. Gdyby Yuki to zobaczyła od razu by mi zaczęła prawić wykład na temat mojego zdrowia, oraz skutków ubocznych. Ale co ja mam robić kiedy nic się Nie dzieje? Ehhh. Nagle można było usłyszeć grzmot i zaraz po nim niebo rozświetlił piorun. Światła zgasły aby po chwili ponownie zabłysnąć. Z nieba zaczął lecieć deszcz. Był tak gęsty, że przypominał białą ścianę. Do środka weszła jakaś para. Chłopak pomagał dziewczynie się osuszyć. Najwyraźniej deszcz ich musiał zaskoczyć w czasie randki. Zaczęli się rozglądać. Dziewczyna podeszła do regału z romansami. Wyjęła jakąś książkę. Pokazała swojemu chłopakowi. On ją wziął do ręki i razem ją przeglądali. W końcu do mnie podeszli.
- Ile za nią?- Spytał chłopak podając książkę.
- 24 000 won- Odpowiedziałem. Chłopak spojrzał na dziewczynę. Pokiwała głową.
- Weźmiemy ją.- Podał mi pieniądze.
- Jest tu może jakaś czytelnia?- Spytała dziewczyna. Wskazałem im żeby poszli na Piętro. Chłopak wziął ją pod rękę i ruszyli razem. Pomyślałem o Yuki. Cały czas myślę o tym, że my też kiedyś wyjdziemy razem na spacer. Usiądziemy na trawie i będziemy oglądać spacerujących ludzi. Za każdym razem kiedy widzę pary na ulicy pragnę aby ona kiedyś dała mi szanse. Wiem, że przechodzi trudne czasy, że jest zmęczona i pełna wątpliwości. Zaczekam, jestem gotów czekać całą wieczność. Po to aby choć raz spojrzała na mnie i zobaczyła kogoś więcej niż tylko przyjaciela. Tak się zatopiłem w myślach, że nie zauważyłem jak ta para wyszła. Rzeczywiście. Już powinienem zamykać. Jak zwykle miałem tylko 1 sprzedaną książkę. Więcej wynoszą mnie koszty niżeli mam zyski. Ale jakoś nie potrafię porzucić tej pracy. Zawsze dawała mi spokój wewnętrzny. A może zrobiłem to ze względu na Yuki? Kiedy powiedziała mi, że uwielbia czytać starałem się robić wszystko aby być blisko niej. Kupiłem księgarnie i mimo strat nadal wierzę, że kiedyś tu przyjdzie. Weźmie książkę i będzie ją czytać. Wolna od problemów, od tych wizji. Bezpieczna. Powyłączałem światła, wziąłem parasol i zamknąłem drzwi. Ruszyłem w kierunku kliniki. Wszedłem do budynku. Pani Kim jeszcze z kimś rozmawiała przez telefon.
- Jak to został ktoś jeszcze?...... A to nie jest puste auto?...... Nie mogę….. Zrozumiałam.- Spojrzała na mnie.- Luhan! Dziecko z nieba mi spadasz.- Podszedłem do niej. Mógłbyś zrobić dla mnie przysługę? Ja się śpieszę do domu. Mój mąż nie lubi kiedy się spóźniam, rozumiesz….
- Dobrze o co chodzi?- Spytałem. Zawsze kiedy mówi o mężu, to znaczy, że chodzi o coś ważnego.
- Dostałam telefon od ochrony, że ktoś jest na parkingu, mógłbyś sprawdzić o co chodzi?
- Dobrze nie ma sprawy.
- Dziękuję złotko. Kiedyś ci się odpłacę.- powiedziała po czym zaczęła kierować się w stronę pokoju dla służby. Zabrałem klucze z pod lady i ruszyłem w stronę zejścia na parking. Rzeczywiście stało tam jedno auto. Dziwne, jest ciepło to czemu ma zamarznięte szyby? Podszedłem ostrożnie. Za kierownicą siedział jakiś facet. Mniej więcej w moim wieku. Zapukałem mu w szybkę. Otworzył okno.
- Wszystko w porządku?- Spytałem nie pewnie. Wyglądał na zmęczonego i…. przerażonego? Spojrzał na mnie.
- Wydaje mi się, że tak….- Odpowiedział. Miał strasznie podkrążone oczy. Co mu jest? Spojrzałem na wnętrze samochodu. Jego kierownica jest zamarznięta? Co tu się dzieje? Zauważył gdzie patrzę i szybko zasłonił kierownicę.- Wybacz, ale muszę już jechać.- Powiedział szybko i zamknął okno. Usłyszałem jak zapala silnik. Odsunąłem się i ruszył. To się robi coraz dziwniejsze. Poszedłem na górę po schodach. Nie wiem co mi odwaliło. Kiedy byłem na miejscu nogi mi się trzęsły i nie mogłem stać. Ledwo łapałem oddech.
- Nigdy więcej.- Powiedziałem na głos, pewny, że nikogo już tu nie ma. Spojrzałem przed siebie. Stała tam Yuki. Podeszła do mnie i podała mi rękę.
- Nie bierz tak sobie wszystkiego do serca.- Powiedziała wesoła. Zaraz co? A no tak rano mi mówiła, że przytyje.
- Spokojnie, nie ważne z jaką wagą zawsze będę przystojny.- Odpowiedziałem jej.
- Na razie to ty raczej jesteś kobiecy kochany.- Przyglądała mi się przez chwilę i powiedziała.- To smutne, jesteś ładniejszy jako mężczyzna niż ja jako kobieta kiedykolwiek będę.- Westchnęła i zaczęła iść w stronę gabinetu. W progu się odwróciła.- Idziesz?- Ruszyłem w jej kierunku. Czy ona naprawdę mnie tak widzi? Czy ja dla niej nie jestem męski? Nie widzi mnie jako mężczyzny? Wyjęła z szafy płaszcz i owinęła szyję chustą. Chwyciła z biurka torebkę i podeszła do mnie.
- Idziemy?- Spytała wesoło. Kiwnąłem głową na tak. Omiotłem jeszcze raz spojrzeniem jej biuro. Na oknie był szron. Dziwne, już 3 raz spotykam się z tym zjawiskiem dzisiaj. Czy to jest ze sobą połączone? Może to mój mózg płata mi figle. Zamknęła drzwi i poszliśmy w kierunku wind. Drzwi się otwarły i weszliśmy do środka. Przez chwilę panowała miedzy nami cisza. Było jedynie słychać tę muzyczkę co zawsze puszczają w windach. To do niej nie pasuje, zawsze mnie wypytuje jak mi minął dzień? Czy spotkałem kogoś ciekawego lub czy mam jakieś nowe książki. Coś się musiało wydarzyć.
- Wysiadło mi dzisiaj ogrzewanie w biurze. Jednak nie wiadomo czemu. Podobno instalacje są całe. Może to przez tę burzę. Widziałeś ten skok światła prawda?
- Tak, u mnie też zabrakło prądu przez chwilę.- Coś strasznie sztywna atmosfera jest między nami. Spojrzałem na nią. Obracała pierścionek wokół swojego palca. Robi tak tylko wtedy kiedy coś ją gnębi.
- Wszystko w porządku?- Spytałem kładąc rękę na jej dłonie. Spojrzała na mnie. Przez chwilę wyglądała jakby chciała coś powiedzieć jednak zrezygnowała z tego. Znowu cisza. Dzwonek i otwarcie drzwi. Wyszliśmy z windy. Grzmot i piorun. Burza robi się coraz bardziej niebezpieczna. Ona mieszka daleko z tond.
- Może dzisiaj zostaniesz u mnie ze względu na pogodę?- Pokiwała głową przystając na moja propozycję.
- Ale ty robisz kolację.- Powiedziała wesoło i przyspieszyła kroku. Weszła za ladę i odłożyła klucze. Podpisała się w księdze i doszła do mnie.- A właśnie, zapomniałam wziąć bento.- Powiedziała zmartwiona. Chciała już wracać, ale przyciągnąłem ją do siebie.
- Jeśli je zjadłaś to nic się nie stanie.- Powiedziałem. Pokiwała głową i wyszliśmy. Deszcz był strasznie tnący. Skuliła się w chustę i przywarła do mnie mocniej. Moje serce zaczęło walić jak szalone a temperatura ciała natychmiastowo mi wzrosła. Mam nadzieję, że tego nie wyczuje. Parasol zaczęło nam wywracać w drugą stronę, jednak starałem się za wszelką cenę go utrzymać. W końcu udało nam się dojść do mojego bloku. Weszliśmy do środka całkowicie mokrzy. Parasol wcale nie pomógł. Próbowałem go utrzymać telekinezą, ale w walce z takim żywiołem nie dało się nie przegrać. Ukłoniliśmy się portierowi i podeszliśmy do windy. Wsiedliśmy do niej i nadusiłem numer 6. Pod nami zaczęły robić się kałuże od kapiącej wody. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do mojego mieszkania. Za duże nie jest. Salon z aneksem kuchennym, 1 pokój i łazienka. Ale zawsze własny kąt. Wynajmuję go tylko ze względu bliskości do jej pracy. A po za tym na nic innego nie jest mnie stać z tak marnymi zarobkami. Zdjęliśmy mokre kurtki. Podałem jej ręcznik i suche ubrania żeby się przebrała i wysuszyła. Ja poszedłem się przebrać w sypialni. To nie jest pierwszy raz kiedy u mnie nocuje więc są tu jej ubrania czy szczoteczka do zębów, mam tu nawet podpaski, bo ostatnim razem okres dostała. Ona się wstydziła a ja poczułem się jak ktoś bliższy niż przyjaciel. Skoro nawet w takich sytuacjach jest mi w stanie zaufać. Pościeliłem sobie kanapę. Jej odstępuję łóżko. Wstawiłem wodę na herbatę i zacząłem robić kolację, tak jak obiecałem. Wyszła z łazienki i podeszła do mnie.
- Mmmmm, ale zapachy, co robisz?- Spytała. Uwielbiam to jak tak robi. Jest wtedy naturalna. Najlepszy moment jest wtedy kiedy delektuje się jedzeniem, które zrobiłem. Wtedy jest taka prawdziwa. Jeśli mogę ją uszczęśliwiać robiąc takie rzeczy to nie chce nigdy przestawać. To dla niej zacząłem uczyć się gotować. Gdyby nie ona to niczego bym nie osiągnął.
- Zupę kimchi.- Odpowiedziałem. Wiem, że ją uwielbia. Podebrała mi parę składników i uciekła na kanapę. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Jest taka urocza. Włączyła muzykę pasującą do pogody. Jest chyba jedyną osobą na świecie, która potrafi zawsze stworzyć niesamowitą atmosferę i idealną do każdego człowieka. W końcu to jej specjalność. Kiedy skończyłem gotować zaniosłem wszystko na stół. Zajadała się z radościom. Ja nie muszę jeść. Wystarczy mi widok jej uśmiechniętej twarzy. Uwielbiam patrzeć na jej reakcje na moje dania.
- Jak w księgarni?- W końcu zadała to pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Przecież nie powiem jej, że nic się nie dzieje i nie zarabiam. Wystarczą jej problemy, które już ma.
- Sprzedałem dzisiaj książkę Nickolasa Sparksa.- odpowiedziałem wymijająco. Zrobiła zainteresowaną minę.
- Jaki tytuł?- Spytała w przerwie między jedzeniem. Spojrzałem na jej bursztynowe oczy i falami opadające, farbowane na miedź,  włosy. Na zaczerwienione policzki, pełne czerwone usta.
-„ I że cię nie opuszczę”.- Odpowiedziałem. To nie jest tytuł, który sprzedałem. To przysięga, którą tobie składam. Zawsze będę przy tobie. Cokolwiek by się nie działo, nigdy cię nie opuszczę. Kolejny grzmot, brak światła, piorun, który rozświetlił pomieszczenie. Jednak światło się nie zapaliło. Spojrzałem na nią. Jej oczy błyszczały jak u kota. No tak, ona widzi w ciemności.
- Poczekaj poszukam latarki.- Powiedziała. Po chwili zobaczyłem światło latarki. Zapaliła też parę świeczek. Nawet ja nie wiem gdzie trzymam takie rzeczy. I że je w ogóle posiadam. Zrobiło się bardzo nastrojowo. Blask świeczek delikatnie oświetla jej twarz. Jej oczy błyszczą niczym rubiny. Tak bardzo chciałbym ją pocałować, przytulić. Chciałbym aby była ze mną do końca świata. Spojrzała na zegarek.
- Jest 22, idę spać. Na rano mam pacjenta. Dobranoc.- Powiedziała po czym pocałowała mnie w policzek. Poszła do sypialni a ja wciąż czuję jej dotyk na twarzy. Mam wrażenie jakby miejsce, w które mnie pocałowała płonęło. Dotknąłem policzka. Co się ze mną dzieję. Zawsze byłem jej przyjacielem. To kiedy to się zmieniło? Kiedy zapragnąłem czegoś więcej. Posprzątałem wszystko ze stołu i poszedłem położyć się na kanapę. Nagle zapaliło się światło.
- Szybko się im przypomniało!- Usłyszałem jak krzyczy. Mimowolnie się uśmiechnąłem.- Dobranoc!- Dodała.

- Dobranoc.- Odpowiedziałem jej. Dobranoc 자기야 (w wolnym tłumaczeniu „kochanie”- jagiya)

Nastąpiła ta wiekopomna chwila, 12 rozdział co oznacza że, po nim będzie 13.
A tak na serio to dziękujemy za cierpliwość, oraz za to, że nas czytacie.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że rozdziały nie są dodawane regularnie itp. .....
Za co przepraszamy, niedługo się wszystko powinno ustatkować.
No to chyba wszystko......
SANDRA, ~Rosa~, NOONA









poniedziałek, 3 października 2016

11 Rozdział

~Sehun~

Zmierzałem właśnie do swojej pracy, kiedy po drodze coś przykuło moją uwagę. Przystanąłem przy mężczyźnie sprzedającym gazety i poprosiłem o jedną. Na okładce widniał Suho z tą laską z wczoraj. Biedak, nic nie idzie po jego myśli. Teraz nici z planów co do wytwórni. Będzie musiał czekać aż ucichnie ta cała afera niby randkowa. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Suho. Nie musiałem długo czekać aż odbierze telefon.
- Sehun jeśli masz zamiar mnie jeszcze bardziej wkurzyć niżeli jestem już zdenerwowany, to sobie daruj i się rozłącz. Już się dziś nasłuchałem od CEO wystarczająco dużo.
- Nie miałem takiego zamiaru, raczej chciałem zapytać jakie piwo dziś mam kupić, bo wpadnę wieczorem. – taka nie do końca prawda. Oczywiście, że dzwoniłem z zamiarem pownerwiania go trochę no ale cóż.
- Kupuj co chcesz i tak zawsze robisz po swojemu.




- Wiesz co sobie wymyślił prezes.
- no dajesz
- albo ją przeproszę publicznie i bla blabla, nie słuchałem go wtedy jeszcze uważnie ale coś tam do fanek, że zachowałem się karygodnie i coś tam. Albo druga opcja. Ciągnąć tą aferę i sprawdzić reakcje fanek. Bo to w sumie przede wszystkim o nie chodzi.
- Ale ona może się na to nie zgodzić
- Jaka dziewczyna by się nie zgodziła żeby tylko być nawet na niby z kimś sławnym. Ma z tego korzyści bo sama staje się w pewnym stopniu celebrytką. A jak nie to, to pomacha się jej trochę kasą i już jest na tak.
- A ty Suho osobiście, którą wolisz opcje?
- Żadna. Mogliby po prostu zapomnieć. To jest chore, że mam przepraszać za coś co inni robią no stop. Przecież też jestem człowiekiem, chłopakiem a nie maszyną. Też mam uczucia, też chce mieć kogoś i normalnie żyć. Wiem, że zaraz powiesz nie trzeba było podpisywać kontraktu. Ok, taka praca ale zanim stałem się idolem nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego jacy potrafią być fani. Robią ci zdjęcia na każdym kroku, krzyczą, piszczą, dotykają wszędzie gdzie się da, wszędzie muszę chodzić z ochroną bo inaczej to by mnie żywcem zjadły, zachowują się jakbym był ich na wyłączność. Muszę pytać ich o zgodę na wszystko. Zaczynasz z kimś chodzić i poznajesz tą osobę w inny sposób niż widzą to fani bo nie ma tej scenicznej otoczki i gry jaki jesteś, a tak naprawdę nie jesteś. Po za kamerami poznajesz inne sławy takimi jakimi są naprawdę. I kiedy chcesz się spotykać z A to nie możesz bo to co widzą fani, czyli tą otoczkę to im się nie podoba. Więc musicie zerwać. Nagle się okazuje, że fani stworzyli jakiś paring ciebie z laską B. Gdzie w prawdziwym życiu nie przepadacie za sobą, a musicie zachowywać się jak para przed fanami, kamerami, mediami. A spróbuj się przeciwstawiać fanom. To zaraz sypia się hejty, nagle się okazuje, że oni jednak to cię nie lubią, przestają cię kupować a co za tym idzie spadasz w notowaniach, tracisz na popularności, Prezes się na tobie wyżywa, mniej zarabiasz a nie przestaniesz nagle istnieć bo nie zostanie rozwiązana umowa. Ona się nigdy nie kończy przed jej faktycznym terminem.
- o jojjoj. Niezłą reprymendę musiałeś dostać od Prezesa, że teraz słucham tak głębokich twoich rozważań na temat twego jakże okropnego życia.
- A żebyś wiedział.- Odpowiedział biorąc kolejnego łyka z puszki. Skrzywił się i spojrzał na etykietę.- Kuźwa jakie to nie dobre. Tańszych nie było?- Rozśmieszył mnie tym.
- Wybacz Hyung, ale na Chatou mnie aktualnie nie stać.- Odpowiedziałem mu i sam wziąłem łyka piwa. Poczułem odruch wymiotny.- Ale masz rację, w chuj nie dobre…….. polecam Oh Sehun.- Próbowałem udawać te gwiazdy co reklamują napoje w telewizji żeby go trochę rozśmieszyć. Chyba wyszło. Jednak nasze śmiechy uciszył mój telefon. Wziąłem go do ręki. Na wyświetlaczu pojawił się numer mojego ojca. Spojrzałem na Suho. Szybko wstał z kanapy i poszedł do kuchni. Wie, że nie chcę aby słyszał jak się z nim kłócę. Jednak prawda jest trochę inna. Nie chcę aby wiedział, że jestem słaby. Przełknąłem ślinę i nadusiłem zieloną słuchawkę.
- Tak dyrektorze?- Spytałem spokojnie.
- Przegrałeś 3 ostatnie sprawy. 3 pewniaki! Sprawy, których nie dało się przegrać! Wiesz ile na tobie straciliśmy?! Poszkodowani chcą od nas zwrotu kosztów! Jak zamierzasz mi to wytłumaczyć?! Kto za to zapłaci?! Jak myślisz po co kazałem ci studiować prawo?! Dlaczego nie pozwalałem ci mieć przyjaciół?!  Żebyś teraz latał jak jakiś piesek za tym udającym gwiazdę idiotom?! Ile razy mam cię zamykać w domu aby to w końcu do ciebie doszło?! Jedyne życie jakie możesz mieć to praca! Jedyne związki jakie możesz tworzyć to przynoszące zyski!......- Chwila ciszy, nie mogę niczego z siebie wydusić, nawet nie potrafię obronić własnego Hyunga. Łzy powoli spływają po moich policzkach. Dlaczego jestem taki słaby?-…. Nie zamierzasz nic mówić?!.....
-…..아버지 (w wolnym tłumaczeniu „Ojcze”- abuji) – Tylko to byłem w stanie z siebie wydusić. Każde jego słowo tnie mnie na kawałeczki.
-….. Nie nazywaj mnie tak! Nie możesz być moim synem….. Ktoś taki jak ty nim nie może być! Odcinam cię od jakichkolwiek funduszy. Nie ważne czy są one rodzinne…… czy twoje własne. Nie waż się nigdy nikomu mówić o naszym pokrewieństwie! A jeśli to zrobisz to już nigdy nie zobaczysz swojego „przyjaciela”!- Rozłączył się. Jednak ja nadal trzymam słuchawkę przy uchu, w nadziei, że to nie jest prawda, że on….. Poczułem rękę na swoim ramieniu. Spojrzałem na Suho. Uśmiechnął się do mnie, po czym usiadł obok.
- Przy twoich problemach moje wydają się być niczym. Ale są i plusy. Nie będę już musiał mieszkać tu sam.- Spojrzałem na niego zdziwiony.- A co myślałeś, że zostawię swojego brata samego na pastwę losu?- Teraz już nie mogę powstrzymywać łez.- Uwaga mamy fontannę na pokładzie.- Zażartował po czym mnie przytulił. Brat mówisz? Jesteś moją jedyną rodziną Hyung. Po trzecim piwie już nie czuliśmy jego smaku. A po szóstym nie rozróżniałem sufitu od podłogi. Jednak kiedy jest potrzeba to trza ją od potrzebnąć. Wstałem z kanapy. Hyung albo śpi, albo nie żyje. Woooow ziemia się kręci wokół mnie. Jestem centrum wszechświata. Centrum…… Wszech……. Świata…. Przewróciłem się o coś.
- Sehun, wstawaj! Nie gadaj, że już jesteś pijany!- Spojrzałem na chłopaka, który pomagał mi wstać. Kim on jest? Nigdy go nie widziałem. I dlaczego on zna moje imię?- Wy…sta…waj!- Powiedział próbując mnie podnieść, ale sam ledwo trzymał się na nogach co poskutkowało tym, że teraz obaj leżymy.- O! Patrz! Planety się ustawiły w rządek!- Krzyknął. Spojrzałem w miejsce, które wskazał. Rzeczywiście 9 planet ustawiło się w rzędzie. Jednak co to za planety? Nigdy takich nie widziałem.- Patrz! Widzisz tę niebieską?!- Wskazał na najbardziej oddaloną.- Jest tak Dalego od słońca, że panuje tam wieczna zima, nikt ani nic nie jest w stanie tam przeżyć. A widzisz tę czerwoną?- Teraz wskazał na pierwszą.- Ta z kolei jest za blisko słońca, dlatego jest sucha, nie ma na niej ani grama wody czy cienia. Tam też nic nie przeżyje. Jednak każda z nich musi istnieć. Tworzą ochronę. One chronią nas. Tak jak my musimy chronić ich.- Wskazał na wioskę znajdującą się u podnóża góry, na której jesteśmy.- Ludzie mogą nie widzieć sensu istnienia tych planet, mogą nie doceniać ich obecności. Jednak one są ważniejsze niż to się wydaje.- Poklepał mnie po plecach po czym wstał.- A teraz wstawaj młody! Musisz zaprowadzić Hyunga do jego komnaty, sam nie da rady.- Podał mi rękę.
- Sehun? Młody co ty odpierdalasz na środku korytarza?- Spojrzałem na Suho. Stał nade mną, w ręce jeszcze trzymał niedopite piwo.

- Coś ziemia zwiększyła grawitację, nie sądzisz?- Spytałem lekko zdziwionym tym jak brzmiał mój głos. Czy ja majaczę po pijaku? Podał mi rękę żebym mógł wstać. To dlaczego to wydawało się takie realne?

Kolejny rozdział!
Bardzo nas cieszy fakt, że wzrosła ilość osób czytających naszego bloga. Jesteśmy wam za to wdzięczne <3

SANDRA, ~Rosa~, NOONA