~Luhan~
Wstałem przed wschodem słońca, jak zwykle z resztą. Zrobiłem
sobie śniadanie, którego i tak nie zjem bo zacząłem robić bento. Jak skończyłem
to zostało mi niewiele czasu na przebranie się i wyjście. Jednak to nie zajmie
mi dużo czasu. Z natury mam 1 parę spodni, więc wybór nie jest trudny.
Spakowałem lunch box i wyszedłem. Droga zajęła mi 20 min. Jak zwykle o tej
porze jeszcze nie ma sekretarki. Podszedłem do windy. Kiedy dojechałem na 20
piętro słońce raziło niemiłosiernie. Podniosłem rękę do góry a firany się
poruszyły robiąc trochę cienia.
- W końcu przytyjesz jeśli nie będziesz wykonywał niektórych
czynności samodzielnie.- Usłyszałem jej głos. Jak zwykle potrafiła uśpić moją
czujność żeby zakraść się nieświadomie. Odwróciłem się w jej stronę i podałem
zapakowane pudełko z lunchem. Kiedy wyciągnęła rękę żeby je zabrać zauważyłem
farbę na jej dłoniach.
- Malowałaś? Co zobaczyłaś?- Zapytałem energicznie. Wskazała
ręką żebyśmy weszli do jej gabinetu. Kiedy wszedłem do środka wszystko było już
posprzątane. Czyli znowu nocowała w pracy. Na ziemi leżał zamalowany brystol.
Przedstawiał dziwne znaki. Spojrzałem na nią. Pokiwała głową na nie. Czyli
znowu nic nie wie. Usiadłem na kanapie, po chwili ona się dosiadła.
- Napadło mnie w momencie kiedy chciałam wychodzić.-
Spojrzałem na nią pokazując, że w to nie wierze.- Przysięgam, miałam zamiar
jechać do domu.- Zaczęła się bronić.
- Mów dalej.- Powiedziałem spokojnie. Później ją za to
skrzyczę. Teraz są ważniejsze rzeczy do ustalenia.
- Najpierw zobaczyłam coś co przypominało zamek. Taki z
mniej więcej z Renesansu, z ogromnym ogrodem. Po środku niego stało potężne
drzewo. Jednak było inne niż zwykłe drzewa. Jego korona była…..
- Nie stresuj się…- Powiedziałem chwytając ją za rękę.
Westchnęła.
- Wyglądało jakby było w każdej porze roku na raz. Z jednej
strony zima z drugie lato, to samo się tyczy jesieni czy wiosny. Jakby ono było
w innym czasie. Kiedy Z jednej strony była zima to gałązkę dalej już się
zaczynała wiosna. Ale tylko ono takie było.
Potem zobaczyłam potężny ogień. Rozpętał się pożar. Wszystkie zwierzęta
zaczęły uciekać, ale niektórym się nie udało. Ale te, które wpadły w płomienie
się nie spaliły. Tylko zamieniały się w kryształy. Diamenty czy inne kamienie.
Potem widziałam cień smoka i jak ogień zamienia się w lód. To wszystko. Obrazy
znikły, a kiedy otwarłam oczy zobaczyłam ten obraz. Namalowałam go. Tak jak
tamte.- Spojrzała na ścianę pełną szkiców. Z każdym z nich wiąże się inna
wizja. Jednak nadal nie wiemy co one oznaczają. Nigdy się nie łączą. Są jak
urywki różnych filmów. Ale ten jest pierwszy kolorowy. Przytuliłem ją. Jeśli
miała atak to znaczy, że cierpiała. Zdążyła już zmyć ślady krwi, ale za dobrze
ją znam żeby nie zauważyć jej cierpienia. Wstała i podeszła do biurka. Wyjęła z
niego czarne rękawiczki. No tak boi się. Zawsze po tym traci kontrolę nad mocą
- Może powinnaś spróbować…
- NIE.- Natychmiast mi przerwała.- Tak nie można.
Kontrolować innych ludzi? Zabrać im wolność, wybór?! Nie byłabym w stanie.-
Powiedziała już ciszej. Podszedłem do niej i przytuliłem od tyłu. Automatycznie
mnie odtrąciła. Ruszyła w kierunku komody. Zaczęła przeglądać akta. „uczucia
przysłaniają osąd”? Dlaczego tak ślepo wierzysz w te słowa? Nagle rozległ się
huk. Wypadły jej z rąk papiery. Schyliła się żeby je podnieść. Ja nawet nie
musiałem podchodzić żeby to zrobić. Spojrzała na mnie dziękująco.
- Właśnie dlatego powinnaś…
- Daj już spokój. Codziennie mnie tym zadręczasz. Znasz moje
zdanie.
- Znam…- Podszedłem do niej.- I go nie rozumiem.-
Westchnęła.- Sama powiedziałaś, że pierwsze wizje pojawiły się kiedy chciałaś
użyć mocy. Ty nie tylko kontrolujesz umysły. Ty pomagasz ludziom. Dzięki
kontroli uczuć leczysz swoich pacjentów. A poprzez dotyk jesteś w stanie
odczytywać co się wydarzyło, bądź wydarzy.- Pociągnąłem ją na kanapę żeby
usiadła a sam chodziłem.- Pamiętasz jak pierwszy raz się spotkaliśmy. Przejęłaś
mnie bo mój psycholog mnie nie rozumiał. A twoje jedno spojrzenie i twój dotyk
sprawiły, że poczułem pierwszy raz w życiu spokój. Czułem wolność od zmartwień
i problemów. A kiedy szukaliśmy powodu dlaczego to się z nami dzieje to kiedy
pojechaliśmy na to boisko i dotknęłaś tych wszystkich rzeczy ujrzałaś całą
sytuację. Tak jak byś tam była. Twoja moc nie jest przekleństwem. To
błogosławieństwo. Ty pomagasz. Nie wierzę, że byłabyś w stanie kogoś zranić lub
kazać mu zrobić coś czego by sam nie chciał.- Teraz usiadłem obok niej.
- To już 5 lat.- Powiedziała cicho. Na początku nie
wiedziałem o co jej chodzi. Jednak teraz do mnie dotarło. To 5 lat temu lekarze
przysłali mnie do niej. Wtedy jakoś nie mogłem uwierzyć, że dziewczyna młodsza
od mnie może mi w czymś pomóc. Była taka młoda a już wtedy kazali jej się
zajmować psychopatami i mordercami. Musiała widzieć w ich umysłach to co
robili, wyczuwała ich zamiary. Znosiła to wszystko sama. Nigdy mi o tym nie
mówiła, ale potrafię to wyczytać w jej oczach.
- To już 5 lat jak przynosisz mi lunch, o nic nie pytasz,
zawsze mnie wysłuchujesz. Dziękuję.- Przytuliła się.- Jesteś najlepszym
przyjacielem jakiego mogłabym sobie wyobrazić.- Przyjacielem, właśnie tym
jestem. I zawsze nim będę. Dopóki ty będziesz mnie potrzebować. Zawsze będę
przy tobie. Obiecuję ci to. Mogę czekać całą wieczność. Byle byś była
szczęśliwa. Tylko to się dla mnie liczy. Spojrzałem na zegarek. Za 2 minuty
zacznie się jej 1 wizyta. Nie chcę, ale wiem, że muszę. Rozłączyłem nas i
wstałem z kanapy. Podałem jej dokumenty, które jeszcze parę minut temu ściśle
przeglądała i wstałem. Podszedłem do drzwi. Odwróciłem się do niej. Uśmiechnęła
się.
- Do zobaczenia jutro?- Spytałem. Uśmiechnęła się i pokiwała
twierdząco głową. Wyszedłem. Wywołała jakieś imię. Minąłem się z dość wysokim
chłopakiem. Wyglądał na strasznie zamyślonego. Chyba naprawdę bardzo potrzebuje
tej wizyty. Nie przejmuj się stary. Trafiłeś w dobre ręce. Drzwi się zamknęły a
ja ruszyłem w stronę windy. Zjechałem na dół. W recepcji już siedziała pani
Kim. Jak zwykle o tej porze pije kawę. Czarna z imbirem i cukrem. Tyle razy
chodziłem jej po tę kawę, że już znam na pamięć. Pomachała mi. Podszedłem do
lady.
- Jak się czujesz Luhan? Od tylu lat tu przychodzisz. To z
powodu twojego stanu czy przyzwyczajenia?
- Wydaje mi się, że oba.- Odpowiedziałem nie pewnie. W sumie
to nie wiemy czy to co robimy to mutacja czy po prostu się zdarza i tyle. Jeśli
to normalne to ludzie o tym nie mówią, bo po co. To tak jakby leczyć się bo
jest się kobietą czy mężczyzną. Sam nie wiem. Zadzwonił telefon. Uratował mnie
od niezręcznej rozmowy. Pomachałem jej i wyszedłem. Powoli zaczynają zbierać
się chmury burzowe. Przyjdę po nią po pracy. Skoro jest tu od wczoraj to na
pewno nie ma parasolki. Schowałem ręce w kieszeni kurtki i ruszyłem przed
siebie. Jak zwykle ludzie się śpieszą. Idą do pracy, szkoły. Poszukują sensu.
Lub go tracą. Przeszedłem obok grupy licealistek w mundurkach. Tradycyjnie zbyt
krótkich aby uchronić przed zimnem. Jednak dla nich nadal za długich.
Przystanąłem pod galerią. Niewiele osób wie, że coś takiego tu jest. Malutki
budynek, w którym każdy nie znany artysta może przynieść swoje dzieła. Może
poczuć dumę kiedy zostają wywieszone na ścianie i jeśli ma szczęście ktoś je
kupi za marne grosze, tylko po to aby potem sprzedać je pod innym nazwiskiem za
miliony. Na wystawie stał malunek przedstawiający smoka. Był cały w ogniu.
Jednak po chwili smok się ruszył a cały ogień zamarzł. Chłód przedostał się z
obrazu na pomieszczenie. Na szybie zaczął pojawiać się szron. Przedstawiał
jakiś znak. E-X-O? Co to oznacza? O co w tym wszystkim chodzi? Zamrugałem parę
razy. Spojrzałem jeszcze raz na wystawę. Wszystko wyglądało normalnie. Lód
zniknął. Smok dalej pozował w ogniu. Wszystko wyglądało normalnie. Tak jakby
nic się nie wydarzyło. Co tu się dzieje? Przecież wizje są działką Yuki. To
dlaczego ja? I to „EXO”, co to oznacza? Muszę o tym porozmawiać z Yuki. Ale
teraz nie mogę tam wejść. Aish. Musze wytrzymać do wieczoru. Przyspieszyłem
kroku. Muszę się jak najszybciej znaleźć w mojej pracy. To nie może oznaczać
nic dobrego. Zamarzający ogień? To samo ona widziała. Może to dlatego, że za
bardzo o tym myślę? W końcu doszedłem. Mała księgarnia. Wyjąłem klucze z
kieszeni. Otwierając drzwi usłyszałem dźwięk dzwonka. Tak bardzo znajomy i
uspokajający, zwiastujący klienta w trakcie dnia. Przełożyłem kartkę z napisem
„zamknięte” na „otwarte” i poszedłem odłożyć rzeczy na zaplecze. Zaparzyłem
sobie kawę i poszedłem usiąść przy ladzie. Nie spodziewam się tłumów. Czasem
zdarzy się, że przyjdzie tu jedna czy dwie zagubione osoby, które poszukują
słowników czy też leksykonów. Cały czas męczy mnie to co zobaczyłem. Czy
właśnie tak ona się czuje? Kiedy coś widzi a nie może tego zrozumieć? Nawet nie
zauważyłem kiedy piłem już 3 kubek kawy. Gdyby Yuki to zobaczyła od razu by mi
zaczęła prawić wykład na temat mojego zdrowia, oraz skutków ubocznych. Ale co
ja mam robić kiedy nic się Nie dzieje? Ehhh. Nagle można było usłyszeć grzmot i
zaraz po nim niebo rozświetlił piorun. Światła zgasły aby po chwili ponownie
zabłysnąć. Z nieba zaczął lecieć deszcz. Był tak gęsty, że przypominał białą
ścianę. Do środka weszła jakaś para. Chłopak pomagał dziewczynie się osuszyć.
Najwyraźniej deszcz ich musiał zaskoczyć w czasie randki. Zaczęli się
rozglądać. Dziewczyna podeszła do regału z romansami. Wyjęła jakąś książkę.
Pokazała swojemu chłopakowi. On ją wziął do ręki i razem ją przeglądali. W
końcu do mnie podeszli.
- Ile za nią?- Spytał chłopak podając książkę.
- 24 000 won- Odpowiedziałem. Chłopak spojrzał na
dziewczynę. Pokiwała głową.
- Weźmiemy ją.- Podał mi pieniądze.
- Jest tu może jakaś czytelnia?- Spytała dziewczyna.
Wskazałem im żeby poszli na Piętro. Chłopak wziął ją pod rękę i ruszyli razem.
Pomyślałem o Yuki. Cały czas myślę o tym, że my też kiedyś wyjdziemy razem na
spacer. Usiądziemy na trawie i będziemy oglądać spacerujących ludzi. Za każdym
razem kiedy widzę pary na ulicy pragnę aby ona kiedyś dała mi szanse. Wiem, że
przechodzi trudne czasy, że jest zmęczona i pełna wątpliwości. Zaczekam, jestem
gotów czekać całą wieczność. Po to aby choć raz spojrzała na mnie i zobaczyła
kogoś więcej niż tylko przyjaciela. Tak się zatopiłem w myślach, że nie
zauważyłem jak ta para wyszła. Rzeczywiście. Już powinienem zamykać. Jak zwykle
miałem tylko 1 sprzedaną książkę. Więcej wynoszą mnie koszty niżeli mam zyski.
Ale jakoś nie potrafię porzucić tej pracy. Zawsze dawała mi spokój wewnętrzny.
A może zrobiłem to ze względu na Yuki? Kiedy powiedziała mi, że uwielbia czytać
starałem się robić wszystko aby być blisko niej. Kupiłem księgarnie i mimo strat
nadal wierzę, że kiedyś tu przyjdzie. Weźmie książkę i będzie ją czytać. Wolna
od problemów, od tych wizji. Bezpieczna. Powyłączałem światła, wziąłem parasol
i zamknąłem drzwi. Ruszyłem w kierunku kliniki. Wszedłem do budynku. Pani Kim
jeszcze z kimś rozmawiała przez telefon.
- Jak to został ktoś jeszcze?...... A to nie jest puste
auto?...... Nie mogę….. Zrozumiałam.- Spojrzała na mnie.- Luhan! Dziecko z
nieba mi spadasz.- Podszedłem do niej. Mógłbyś zrobić dla mnie przysługę? Ja
się śpieszę do domu. Mój mąż nie lubi kiedy się spóźniam, rozumiesz….
- Dobrze o co chodzi?- Spytałem. Zawsze kiedy mówi o mężu,
to znaczy, że chodzi o coś ważnego.
- Dostałam telefon od ochrony, że ktoś jest na parkingu,
mógłbyś sprawdzić o co chodzi?
- Dobrze nie ma sprawy.
- Dziękuję złotko. Kiedyś ci się odpłacę.- powiedziała po
czym zaczęła kierować się w stronę pokoju dla służby. Zabrałem klucze z pod
lady i ruszyłem w stronę zejścia na parking. Rzeczywiście stało tam jedno auto.
Dziwne, jest ciepło to czemu ma zamarznięte szyby? Podszedłem ostrożnie. Za
kierownicą siedział jakiś facet. Mniej więcej w moim wieku. Zapukałem mu w
szybkę. Otworzył okno.
- Wszystko w porządku?- Spytałem nie pewnie. Wyglądał na
zmęczonego i…. przerażonego? Spojrzał na mnie.
- Wydaje mi się, że tak….- Odpowiedział. Miał strasznie
podkrążone oczy. Co mu jest? Spojrzałem na wnętrze samochodu. Jego kierownica
jest zamarznięta? Co tu się dzieje? Zauważył gdzie patrzę i szybko zasłonił
kierownicę.- Wybacz, ale muszę już jechać.- Powiedział szybko i zamknął okno.
Usłyszałem jak zapala silnik. Odsunąłem się i ruszył. To się robi coraz
dziwniejsze. Poszedłem na górę po schodach. Nie wiem co mi odwaliło. Kiedy
byłem na miejscu nogi mi się trzęsły i nie mogłem stać. Ledwo łapałem oddech.
- Nigdy więcej.- Powiedziałem na głos, pewny, że nikogo już
tu nie ma. Spojrzałem przed siebie. Stała tam Yuki. Podeszła do mnie i podała
mi rękę.
- Nie bierz tak sobie wszystkiego do serca.- Powiedziała
wesoła. Zaraz co? A no tak rano mi mówiła, że przytyje.
- Spokojnie, nie ważne z jaką wagą zawsze będę przystojny.-
Odpowiedziałem jej.
- Na razie to ty raczej jesteś kobiecy kochany.- Przyglądała
mi się przez chwilę i powiedziała.- To smutne, jesteś ładniejszy jako mężczyzna
niż ja jako kobieta kiedykolwiek będę.- Westchnęła i zaczęła iść w stronę
gabinetu. W progu się odwróciła.- Idziesz?- Ruszyłem w jej kierunku. Czy ona
naprawdę mnie tak widzi? Czy ja dla niej nie jestem męski? Nie widzi mnie jako
mężczyzny? Wyjęła z szafy płaszcz i owinęła szyję chustą. Chwyciła z biurka torebkę
i podeszła do mnie.
- Idziemy?- Spytała wesoło. Kiwnąłem głową na tak. Omiotłem
jeszcze raz spojrzeniem jej biuro. Na oknie był szron. Dziwne, już 3 raz
spotykam się z tym zjawiskiem dzisiaj. Czy to jest ze sobą połączone? Może to
mój mózg płata mi figle. Zamknęła drzwi i poszliśmy w kierunku wind. Drzwi się
otwarły i weszliśmy do środka. Przez chwilę panowała miedzy nami cisza. Było
jedynie słychać tę muzyczkę co zawsze puszczają w windach. To do niej nie
pasuje, zawsze mnie wypytuje jak mi minął dzień? Czy spotkałem kogoś ciekawego
lub czy mam jakieś nowe książki. Coś się musiało wydarzyć.
- Wysiadło mi dzisiaj ogrzewanie w biurze. Jednak nie
wiadomo czemu. Podobno instalacje są całe. Może to przez tę burzę. Widziałeś
ten skok światła prawda?
- Tak, u mnie też zabrakło prądu przez chwilę.- Coś
strasznie sztywna atmosfera jest między nami. Spojrzałem na nią. Obracała
pierścionek wokół swojego palca. Robi tak tylko wtedy kiedy coś ją gnębi.
- Wszystko w porządku?- Spytałem kładąc rękę na jej dłonie.
Spojrzała na mnie. Przez chwilę wyglądała jakby chciała coś powiedzieć jednak
zrezygnowała z tego. Znowu cisza. Dzwonek i otwarcie drzwi. Wyszliśmy z windy.
Grzmot i piorun. Burza robi się coraz bardziej niebezpieczna. Ona mieszka
daleko z tond.
- Może dzisiaj zostaniesz u mnie ze względu na pogodę?-
Pokiwała głową przystając na moja propozycję.
- Ale ty robisz kolację.- Powiedziała wesoło i przyspieszyła
kroku. Weszła za ladę i odłożyła klucze. Podpisała się w księdze i doszła do
mnie.- A właśnie, zapomniałam wziąć bento.- Powiedziała zmartwiona. Chciała już
wracać, ale przyciągnąłem ją do siebie.
- Jeśli je zjadłaś to nic się nie stanie.- Powiedziałem.
Pokiwała głową i wyszliśmy. Deszcz był strasznie tnący. Skuliła się w chustę i
przywarła do mnie mocniej. Moje serce zaczęło walić jak szalone a temperatura
ciała natychmiastowo mi wzrosła. Mam nadzieję, że tego nie wyczuje. Parasol
zaczęło nam wywracać w drugą stronę, jednak starałem się za wszelką cenę go
utrzymać. W końcu udało nam się dojść do mojego bloku. Weszliśmy do środka
całkowicie mokrzy. Parasol wcale nie pomógł. Próbowałem go utrzymać telekinezą,
ale w walce z takim żywiołem nie dało się nie przegrać. Ukłoniliśmy się
portierowi i podeszliśmy do windy. Wsiedliśmy do niej i nadusiłem numer 6. Pod
nami zaczęły robić się kałuże od kapiącej wody. W końcu dojechaliśmy na
miejsce. Weszliśmy do mojego mieszkania. Za duże nie jest. Salon z aneksem
kuchennym, 1 pokój i łazienka. Ale zawsze własny kąt. Wynajmuję go tylko ze
względu bliskości do jej pracy. A po za tym na nic innego nie jest mnie stać z
tak marnymi zarobkami. Zdjęliśmy mokre kurtki. Podałem jej ręcznik i suche
ubrania żeby się przebrała i wysuszyła. Ja poszedłem się przebrać w sypialni.
To nie jest pierwszy raz kiedy u mnie nocuje więc są tu jej ubrania czy
szczoteczka do zębów, mam tu nawet podpaski, bo ostatnim razem okres dostała.
Ona się wstydziła a ja poczułem się jak ktoś bliższy niż przyjaciel. Skoro
nawet w takich sytuacjach jest mi w stanie zaufać. Pościeliłem sobie kanapę.
Jej odstępuję łóżko. Wstawiłem wodę na herbatę i zacząłem robić kolację, tak
jak obiecałem. Wyszła z łazienki i podeszła do mnie.
- Mmmmm, ale zapachy, co robisz?- Spytała. Uwielbiam to jak
tak robi. Jest wtedy naturalna. Najlepszy moment jest wtedy kiedy delektuje się
jedzeniem, które zrobiłem. Wtedy jest taka prawdziwa. Jeśli mogę ją
uszczęśliwiać robiąc takie rzeczy to nie chce nigdy przestawać. To dla niej
zacząłem uczyć się gotować. Gdyby nie ona to niczego bym nie osiągnął.
- Zupę kimchi.- Odpowiedziałem. Wiem, że ją uwielbia.
Podebrała mi parę składników i uciekła na kanapę. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Jest taka urocza. Włączyła muzykę pasującą do pogody. Jest chyba jedyną osobą
na świecie, która potrafi zawsze stworzyć niesamowitą atmosferę i idealną do
każdego człowieka. W końcu to jej specjalność. Kiedy skończyłem gotować
zaniosłem wszystko na stół. Zajadała się z radościom. Ja nie muszę jeść.
Wystarczy mi widok jej uśmiechniętej twarzy. Uwielbiam patrzeć na jej reakcje
na moje dania.
- Jak w księgarni?- W końcu zadała to pytanie, na które nie
potrafię odpowiedzieć. Przecież nie powiem jej, że nic się nie dzieje i nie
zarabiam. Wystarczą jej problemy, które już ma.
- Sprzedałem dzisiaj książkę Nickolasa Sparksa.-
odpowiedziałem wymijająco. Zrobiła zainteresowaną minę.
- Jaki tytuł?- Spytała w przerwie między jedzeniem.
Spojrzałem na jej bursztynowe oczy i falami opadające, farbowane na miedź, włosy. Na zaczerwienione policzki, pełne
czerwone usta.
-„ I że cię nie opuszczę”.- Odpowiedziałem. To nie jest
tytuł, który sprzedałem. To przysięga, którą tobie składam. Zawsze będę przy
tobie. Cokolwiek by się nie działo, nigdy cię nie opuszczę. Kolejny grzmot,
brak światła, piorun, który rozświetlił pomieszczenie. Jednak światło się nie
zapaliło. Spojrzałem na nią. Jej oczy błyszczały jak u kota. No tak, ona widzi
w ciemności.
- Poczekaj poszukam latarki.- Powiedziała. Po chwili
zobaczyłem światło latarki. Zapaliła też parę świeczek. Nawet ja nie wiem gdzie
trzymam takie rzeczy. I że je w ogóle posiadam. Zrobiło się bardzo nastrojowo.
Blask świeczek delikatnie oświetla jej twarz. Jej oczy błyszczą niczym rubiny.
Tak bardzo chciałbym ją pocałować, przytulić. Chciałbym aby była ze mną do
końca świata. Spojrzała na zegarek.
- Jest 22, idę spać. Na rano mam pacjenta. Dobranoc.- Powiedziała
po czym pocałowała mnie w policzek. Poszła do sypialni a ja wciąż czuję jej
dotyk na twarzy. Mam wrażenie jakby miejsce, w które mnie pocałowała płonęło.
Dotknąłem policzka. Co się ze mną dzieję. Zawsze byłem jej przyjacielem. To
kiedy to się zmieniło? Kiedy zapragnąłem czegoś więcej. Posprzątałem wszystko
ze stołu i poszedłem położyć się na kanapę. Nagle zapaliło się światło.
- Szybko się im przypomniało!- Usłyszałem jak krzyczy.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.- Dobranoc!- Dodała.
- Dobranoc.- Odpowiedziałem jej. Dobranoc 자기야 (w wolnym
tłumaczeniu „kochanie”- jagiya)
Nastąpiła ta wiekopomna chwila, 12 rozdział co oznacza że, po nim będzie 13.
A tak na serio to dziękujemy za cierpliwość, oraz za to, że nas czytacie.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że rozdziały nie są dodawane regularnie itp. .....
Za co przepraszamy, niedługo się wszystko powinno ustatkować.
No to chyba wszystko......
SANDRA, ~Rosa~, NOONA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz