piątek, 7 października 2016

12 Rozdział

~Luhan~

Wstałem przed wschodem słońca, jak zwykle z resztą. Zrobiłem sobie śniadanie, którego i tak nie zjem bo zacząłem robić bento. Jak skończyłem to zostało mi niewiele czasu na przebranie się i wyjście. Jednak to nie zajmie mi dużo czasu. Z natury mam 1 parę spodni, więc wybór nie jest trudny. Spakowałem lunch box i wyszedłem. Droga zajęła mi 20 min. Jak zwykle o tej porze jeszcze nie ma sekretarki. Podszedłem do windy. Kiedy dojechałem na 20 piętro słońce raziło niemiłosiernie. Podniosłem rękę do góry a firany się poruszyły robiąc trochę cienia.
- W końcu przytyjesz jeśli nie będziesz wykonywał niektórych czynności samodzielnie.- Usłyszałem jej głos. Jak zwykle potrafiła uśpić moją czujność żeby zakraść się nieświadomie. Odwróciłem się w jej stronę i podałem zapakowane pudełko z lunchem. Kiedy wyciągnęła rękę żeby je zabrać zauważyłem farbę na jej dłoniach.
- Malowałaś? Co zobaczyłaś?- Zapytałem energicznie. Wskazała ręką żebyśmy weszli do jej gabinetu. Kiedy wszedłem do środka wszystko było już posprzątane. Czyli znowu nocowała w pracy. Na ziemi leżał zamalowany brystol. Przedstawiał dziwne znaki. Spojrzałem na nią. Pokiwała głową na nie. Czyli znowu nic nie wie. Usiadłem na kanapie, po chwili ona się dosiadła.
- Napadło mnie w momencie kiedy chciałam wychodzić.- Spojrzałem na nią pokazując, że w to nie wierze.- Przysięgam, miałam zamiar jechać do domu.- Zaczęła się bronić.
- Mów dalej.- Powiedziałem spokojnie. Później ją za to skrzyczę. Teraz są ważniejsze rzeczy do ustalenia.
- Najpierw zobaczyłam coś co przypominało zamek. Taki z mniej więcej z Renesansu, z ogromnym ogrodem. Po środku niego stało potężne drzewo. Jednak było inne niż zwykłe drzewa. Jego korona była…..
- Nie stresuj się…- Powiedziałem chwytając ją za rękę. Westchnęła.
- Wyglądało jakby było w każdej porze roku na raz. Z jednej strony zima z drugie lato, to samo się tyczy jesieni czy wiosny. Jakby ono było w innym czasie. Kiedy Z jednej strony była zima to gałązkę dalej już się zaczynała wiosna. Ale tylko ono takie było.  Potem zobaczyłam potężny ogień. Rozpętał się pożar. Wszystkie zwierzęta zaczęły uciekać, ale niektórym się nie udało. Ale te, które wpadły w płomienie się nie spaliły. Tylko zamieniały się w kryształy. Diamenty czy inne kamienie. Potem widziałam cień smoka i jak ogień zamienia się w lód. To wszystko. Obrazy znikły, a kiedy otwarłam oczy zobaczyłam ten obraz. Namalowałam go. Tak jak tamte.- Spojrzała na ścianę pełną szkiców. Z każdym z nich wiąże się inna wizja. Jednak nadal nie wiemy co one oznaczają. Nigdy się nie łączą. Są jak urywki różnych filmów. Ale ten jest pierwszy kolorowy. Przytuliłem ją. Jeśli miała atak to znaczy, że cierpiała. Zdążyła już zmyć ślady krwi, ale za dobrze ją znam żeby nie zauważyć jej cierpienia. Wstała i podeszła do biurka. Wyjęła z niego czarne rękawiczki. No tak boi się. Zawsze po tym traci kontrolę nad mocą
- Może powinnaś spróbować…
- NIE.- Natychmiast mi przerwała.- Tak nie można. Kontrolować innych ludzi? Zabrać im wolność, wybór?! Nie byłabym w stanie.- Powiedziała już ciszej. Podszedłem do niej i przytuliłem od tyłu. Automatycznie mnie odtrąciła. Ruszyła w kierunku komody. Zaczęła przeglądać akta. „uczucia przysłaniają osąd”? Dlaczego tak ślepo wierzysz w te słowa? Nagle rozległ się huk. Wypadły jej z rąk papiery. Schyliła się żeby je podnieść. Ja nawet nie musiałem podchodzić żeby to zrobić. Spojrzała na mnie dziękująco.
- Właśnie dlatego powinnaś…
- Daj już spokój. Codziennie mnie tym zadręczasz. Znasz moje zdanie.
- Znam…- Podszedłem do niej.- I go nie rozumiem.- Westchnęła.- Sama powiedziałaś, że pierwsze wizje pojawiły się kiedy chciałaś użyć mocy. Ty nie tylko kontrolujesz umysły. Ty pomagasz ludziom. Dzięki kontroli uczuć leczysz swoich pacjentów. A poprzez dotyk jesteś w stanie odczytywać co się wydarzyło, bądź wydarzy.- Pociągnąłem ją na kanapę żeby usiadła a sam chodziłem.- Pamiętasz jak pierwszy raz się spotkaliśmy. Przejęłaś mnie bo mój psycholog mnie nie rozumiał. A twoje jedno spojrzenie i twój dotyk sprawiły, że poczułem pierwszy raz w życiu spokój. Czułem wolność od zmartwień i problemów. A kiedy szukaliśmy powodu dlaczego to się z nami dzieje to kiedy pojechaliśmy na to boisko i dotknęłaś tych wszystkich rzeczy ujrzałaś całą sytuację. Tak jak byś tam była. Twoja moc nie jest przekleństwem. To błogosławieństwo. Ty pomagasz. Nie wierzę, że byłabyś w stanie kogoś zranić lub kazać mu zrobić coś czego by sam nie chciał.- Teraz usiadłem obok niej.
- To już 5 lat.- Powiedziała cicho. Na początku nie wiedziałem o co jej chodzi. Jednak teraz do mnie dotarło. To 5 lat temu lekarze przysłali mnie do niej. Wtedy jakoś nie mogłem uwierzyć, że dziewczyna młodsza od mnie może mi w czymś pomóc. Była taka młoda a już wtedy kazali jej się zajmować psychopatami i mordercami. Musiała widzieć w ich umysłach to co robili, wyczuwała ich zamiary. Znosiła to wszystko sama. Nigdy mi o tym nie mówiła, ale potrafię to wyczytać w jej oczach.
- To już 5 lat jak przynosisz mi lunch, o nic nie pytasz, zawsze mnie wysłuchujesz. Dziękuję.- Przytuliła się.- Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego mogłabym sobie wyobrazić.- Przyjacielem, właśnie tym jestem. I zawsze nim będę. Dopóki ty będziesz mnie potrzebować. Zawsze będę przy tobie. Obiecuję ci to. Mogę czekać całą wieczność. Byle byś była szczęśliwa. Tylko to się dla mnie liczy. Spojrzałem na zegarek. Za 2 minuty zacznie się jej 1 wizyta. Nie chcę, ale wiem, że muszę. Rozłączyłem nas i wstałem z kanapy. Podałem jej dokumenty, które jeszcze parę minut temu ściśle przeglądała i wstałem. Podszedłem do drzwi. Odwróciłem się do niej. Uśmiechnęła się.
- Do zobaczenia jutro?- Spytałem. Uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głową. Wyszedłem. Wywołała jakieś imię. Minąłem się z dość wysokim chłopakiem. Wyglądał na strasznie zamyślonego. Chyba naprawdę bardzo potrzebuje tej wizyty. Nie przejmuj się stary. Trafiłeś w dobre ręce. Drzwi się zamknęły a ja ruszyłem w stronę windy. Zjechałem na dół. W recepcji już siedziała pani Kim. Jak zwykle o tej porze pije kawę. Czarna z imbirem i cukrem. Tyle razy chodziłem jej po tę kawę, że już znam na pamięć. Pomachała mi. Podszedłem do lady.
- Jak się czujesz Luhan? Od tylu lat tu przychodzisz. To z powodu twojego stanu czy przyzwyczajenia?
- Wydaje mi się, że oba.- Odpowiedziałem nie pewnie. W sumie to nie wiemy czy to co robimy to mutacja czy po prostu się zdarza i tyle. Jeśli to normalne to ludzie o tym nie mówią, bo po co. To tak jakby leczyć się bo jest się kobietą czy mężczyzną. Sam nie wiem. Zadzwonił telefon. Uratował mnie od niezręcznej rozmowy. Pomachałem jej i wyszedłem. Powoli zaczynają zbierać się chmury burzowe. Przyjdę po nią po pracy. Skoro jest tu od wczoraj to na pewno nie ma parasolki. Schowałem ręce w kieszeni kurtki i ruszyłem przed siebie. Jak zwykle ludzie się śpieszą. Idą do pracy, szkoły. Poszukują sensu. Lub go tracą. Przeszedłem obok grupy licealistek w mundurkach. Tradycyjnie zbyt krótkich aby uchronić przed zimnem. Jednak dla nich nadal za długich. Przystanąłem pod galerią. Niewiele osób wie, że coś takiego tu jest. Malutki budynek, w którym każdy nie znany artysta może przynieść swoje dzieła. Może poczuć dumę kiedy zostają wywieszone na ścianie i jeśli ma szczęście ktoś je kupi za marne grosze, tylko po to aby potem sprzedać je pod innym nazwiskiem za miliony. Na wystawie stał malunek przedstawiający smoka. Był cały w ogniu. Jednak po chwili smok się ruszył a cały ogień zamarzł. Chłód przedostał się z obrazu na pomieszczenie. Na szybie zaczął pojawiać się szron. Przedstawiał jakiś znak. E-X-O? Co to oznacza? O co w tym wszystkim chodzi? Zamrugałem parę razy. Spojrzałem jeszcze raz na wystawę. Wszystko wyglądało normalnie. Lód zniknął. Smok dalej pozował w ogniu. Wszystko wyglądało normalnie. Tak jakby nic się nie wydarzyło. Co tu się dzieje? Przecież wizje są działką Yuki. To dlaczego ja? I to „EXO”, co to oznacza? Muszę o tym porozmawiać z Yuki. Ale teraz nie mogę tam wejść. Aish. Musze wytrzymać do wieczoru. Przyspieszyłem kroku. Muszę się jak najszybciej znaleźć w mojej pracy. To nie może oznaczać nic dobrego. Zamarzający ogień? To samo ona widziała. Może to dlatego, że za bardzo o tym myślę? W końcu doszedłem. Mała księgarnia. Wyjąłem klucze z kieszeni. Otwierając drzwi usłyszałem dźwięk dzwonka. Tak bardzo znajomy i uspokajający, zwiastujący klienta w trakcie dnia. Przełożyłem kartkę z napisem „zamknięte” na „otwarte” i poszedłem odłożyć rzeczy na zaplecze. Zaparzyłem sobie kawę i poszedłem usiąść przy ladzie. Nie spodziewam się tłumów. Czasem zdarzy się, że przyjdzie tu jedna czy dwie zagubione osoby, które poszukują słowników czy też leksykonów. Cały czas męczy mnie to co zobaczyłem. Czy właśnie tak ona się czuje? Kiedy coś widzi a nie może tego zrozumieć? Nawet nie zauważyłem kiedy piłem już 3 kubek kawy. Gdyby Yuki to zobaczyła od razu by mi zaczęła prawić wykład na temat mojego zdrowia, oraz skutków ubocznych. Ale co ja mam robić kiedy nic się Nie dzieje? Ehhh. Nagle można było usłyszeć grzmot i zaraz po nim niebo rozświetlił piorun. Światła zgasły aby po chwili ponownie zabłysnąć. Z nieba zaczął lecieć deszcz. Był tak gęsty, że przypominał białą ścianę. Do środka weszła jakaś para. Chłopak pomagał dziewczynie się osuszyć. Najwyraźniej deszcz ich musiał zaskoczyć w czasie randki. Zaczęli się rozglądać. Dziewczyna podeszła do regału z romansami. Wyjęła jakąś książkę. Pokazała swojemu chłopakowi. On ją wziął do ręki i razem ją przeglądali. W końcu do mnie podeszli.
- Ile za nią?- Spytał chłopak podając książkę.
- 24 000 won- Odpowiedziałem. Chłopak spojrzał na dziewczynę. Pokiwała głową.
- Weźmiemy ją.- Podał mi pieniądze.
- Jest tu może jakaś czytelnia?- Spytała dziewczyna. Wskazałem im żeby poszli na Piętro. Chłopak wziął ją pod rękę i ruszyli razem. Pomyślałem o Yuki. Cały czas myślę o tym, że my też kiedyś wyjdziemy razem na spacer. Usiądziemy na trawie i będziemy oglądać spacerujących ludzi. Za każdym razem kiedy widzę pary na ulicy pragnę aby ona kiedyś dała mi szanse. Wiem, że przechodzi trudne czasy, że jest zmęczona i pełna wątpliwości. Zaczekam, jestem gotów czekać całą wieczność. Po to aby choć raz spojrzała na mnie i zobaczyła kogoś więcej niż tylko przyjaciela. Tak się zatopiłem w myślach, że nie zauważyłem jak ta para wyszła. Rzeczywiście. Już powinienem zamykać. Jak zwykle miałem tylko 1 sprzedaną książkę. Więcej wynoszą mnie koszty niżeli mam zyski. Ale jakoś nie potrafię porzucić tej pracy. Zawsze dawała mi spokój wewnętrzny. A może zrobiłem to ze względu na Yuki? Kiedy powiedziała mi, że uwielbia czytać starałem się robić wszystko aby być blisko niej. Kupiłem księgarnie i mimo strat nadal wierzę, że kiedyś tu przyjdzie. Weźmie książkę i będzie ją czytać. Wolna od problemów, od tych wizji. Bezpieczna. Powyłączałem światła, wziąłem parasol i zamknąłem drzwi. Ruszyłem w kierunku kliniki. Wszedłem do budynku. Pani Kim jeszcze z kimś rozmawiała przez telefon.
- Jak to został ktoś jeszcze?...... A to nie jest puste auto?...... Nie mogę….. Zrozumiałam.- Spojrzała na mnie.- Luhan! Dziecko z nieba mi spadasz.- Podszedłem do niej. Mógłbyś zrobić dla mnie przysługę? Ja się śpieszę do domu. Mój mąż nie lubi kiedy się spóźniam, rozumiesz….
- Dobrze o co chodzi?- Spytałem. Zawsze kiedy mówi o mężu, to znaczy, że chodzi o coś ważnego.
- Dostałam telefon od ochrony, że ktoś jest na parkingu, mógłbyś sprawdzić o co chodzi?
- Dobrze nie ma sprawy.
- Dziękuję złotko. Kiedyś ci się odpłacę.- powiedziała po czym zaczęła kierować się w stronę pokoju dla służby. Zabrałem klucze z pod lady i ruszyłem w stronę zejścia na parking. Rzeczywiście stało tam jedno auto. Dziwne, jest ciepło to czemu ma zamarznięte szyby? Podszedłem ostrożnie. Za kierownicą siedział jakiś facet. Mniej więcej w moim wieku. Zapukałem mu w szybkę. Otworzył okno.
- Wszystko w porządku?- Spytałem nie pewnie. Wyglądał na zmęczonego i…. przerażonego? Spojrzał na mnie.
- Wydaje mi się, że tak….- Odpowiedział. Miał strasznie podkrążone oczy. Co mu jest? Spojrzałem na wnętrze samochodu. Jego kierownica jest zamarznięta? Co tu się dzieje? Zauważył gdzie patrzę i szybko zasłonił kierownicę.- Wybacz, ale muszę już jechać.- Powiedział szybko i zamknął okno. Usłyszałem jak zapala silnik. Odsunąłem się i ruszył. To się robi coraz dziwniejsze. Poszedłem na górę po schodach. Nie wiem co mi odwaliło. Kiedy byłem na miejscu nogi mi się trzęsły i nie mogłem stać. Ledwo łapałem oddech.
- Nigdy więcej.- Powiedziałem na głos, pewny, że nikogo już tu nie ma. Spojrzałem przed siebie. Stała tam Yuki. Podeszła do mnie i podała mi rękę.
- Nie bierz tak sobie wszystkiego do serca.- Powiedziała wesoła. Zaraz co? A no tak rano mi mówiła, że przytyje.
- Spokojnie, nie ważne z jaką wagą zawsze będę przystojny.- Odpowiedziałem jej.
- Na razie to ty raczej jesteś kobiecy kochany.- Przyglądała mi się przez chwilę i powiedziała.- To smutne, jesteś ładniejszy jako mężczyzna niż ja jako kobieta kiedykolwiek będę.- Westchnęła i zaczęła iść w stronę gabinetu. W progu się odwróciła.- Idziesz?- Ruszyłem w jej kierunku. Czy ona naprawdę mnie tak widzi? Czy ja dla niej nie jestem męski? Nie widzi mnie jako mężczyzny? Wyjęła z szafy płaszcz i owinęła szyję chustą. Chwyciła z biurka torebkę i podeszła do mnie.
- Idziemy?- Spytała wesoło. Kiwnąłem głową na tak. Omiotłem jeszcze raz spojrzeniem jej biuro. Na oknie był szron. Dziwne, już 3 raz spotykam się z tym zjawiskiem dzisiaj. Czy to jest ze sobą połączone? Może to mój mózg płata mi figle. Zamknęła drzwi i poszliśmy w kierunku wind. Drzwi się otwarły i weszliśmy do środka. Przez chwilę panowała miedzy nami cisza. Było jedynie słychać tę muzyczkę co zawsze puszczają w windach. To do niej nie pasuje, zawsze mnie wypytuje jak mi minął dzień? Czy spotkałem kogoś ciekawego lub czy mam jakieś nowe książki. Coś się musiało wydarzyć.
- Wysiadło mi dzisiaj ogrzewanie w biurze. Jednak nie wiadomo czemu. Podobno instalacje są całe. Może to przez tę burzę. Widziałeś ten skok światła prawda?
- Tak, u mnie też zabrakło prądu przez chwilę.- Coś strasznie sztywna atmosfera jest między nami. Spojrzałem na nią. Obracała pierścionek wokół swojego palca. Robi tak tylko wtedy kiedy coś ją gnębi.
- Wszystko w porządku?- Spytałem kładąc rękę na jej dłonie. Spojrzała na mnie. Przez chwilę wyglądała jakby chciała coś powiedzieć jednak zrezygnowała z tego. Znowu cisza. Dzwonek i otwarcie drzwi. Wyszliśmy z windy. Grzmot i piorun. Burza robi się coraz bardziej niebezpieczna. Ona mieszka daleko z tond.
- Może dzisiaj zostaniesz u mnie ze względu na pogodę?- Pokiwała głową przystając na moja propozycję.
- Ale ty robisz kolację.- Powiedziała wesoło i przyspieszyła kroku. Weszła za ladę i odłożyła klucze. Podpisała się w księdze i doszła do mnie.- A właśnie, zapomniałam wziąć bento.- Powiedziała zmartwiona. Chciała już wracać, ale przyciągnąłem ją do siebie.
- Jeśli je zjadłaś to nic się nie stanie.- Powiedziałem. Pokiwała głową i wyszliśmy. Deszcz był strasznie tnący. Skuliła się w chustę i przywarła do mnie mocniej. Moje serce zaczęło walić jak szalone a temperatura ciała natychmiastowo mi wzrosła. Mam nadzieję, że tego nie wyczuje. Parasol zaczęło nam wywracać w drugą stronę, jednak starałem się za wszelką cenę go utrzymać. W końcu udało nam się dojść do mojego bloku. Weszliśmy do środka całkowicie mokrzy. Parasol wcale nie pomógł. Próbowałem go utrzymać telekinezą, ale w walce z takim żywiołem nie dało się nie przegrać. Ukłoniliśmy się portierowi i podeszliśmy do windy. Wsiedliśmy do niej i nadusiłem numer 6. Pod nami zaczęły robić się kałuże od kapiącej wody. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do mojego mieszkania. Za duże nie jest. Salon z aneksem kuchennym, 1 pokój i łazienka. Ale zawsze własny kąt. Wynajmuję go tylko ze względu bliskości do jej pracy. A po za tym na nic innego nie jest mnie stać z tak marnymi zarobkami. Zdjęliśmy mokre kurtki. Podałem jej ręcznik i suche ubrania żeby się przebrała i wysuszyła. Ja poszedłem się przebrać w sypialni. To nie jest pierwszy raz kiedy u mnie nocuje więc są tu jej ubrania czy szczoteczka do zębów, mam tu nawet podpaski, bo ostatnim razem okres dostała. Ona się wstydziła a ja poczułem się jak ktoś bliższy niż przyjaciel. Skoro nawet w takich sytuacjach jest mi w stanie zaufać. Pościeliłem sobie kanapę. Jej odstępuję łóżko. Wstawiłem wodę na herbatę i zacząłem robić kolację, tak jak obiecałem. Wyszła z łazienki i podeszła do mnie.
- Mmmmm, ale zapachy, co robisz?- Spytała. Uwielbiam to jak tak robi. Jest wtedy naturalna. Najlepszy moment jest wtedy kiedy delektuje się jedzeniem, które zrobiłem. Wtedy jest taka prawdziwa. Jeśli mogę ją uszczęśliwiać robiąc takie rzeczy to nie chce nigdy przestawać. To dla niej zacząłem uczyć się gotować. Gdyby nie ona to niczego bym nie osiągnął.
- Zupę kimchi.- Odpowiedziałem. Wiem, że ją uwielbia. Podebrała mi parę składników i uciekła na kanapę. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Jest taka urocza. Włączyła muzykę pasującą do pogody. Jest chyba jedyną osobą na świecie, która potrafi zawsze stworzyć niesamowitą atmosferę i idealną do każdego człowieka. W końcu to jej specjalność. Kiedy skończyłem gotować zaniosłem wszystko na stół. Zajadała się z radościom. Ja nie muszę jeść. Wystarczy mi widok jej uśmiechniętej twarzy. Uwielbiam patrzeć na jej reakcje na moje dania.
- Jak w księgarni?- W końcu zadała to pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Przecież nie powiem jej, że nic się nie dzieje i nie zarabiam. Wystarczą jej problemy, które już ma.
- Sprzedałem dzisiaj książkę Nickolasa Sparksa.- odpowiedziałem wymijająco. Zrobiła zainteresowaną minę.
- Jaki tytuł?- Spytała w przerwie między jedzeniem. Spojrzałem na jej bursztynowe oczy i falami opadające, farbowane na miedź,  włosy. Na zaczerwienione policzki, pełne czerwone usta.
-„ I że cię nie opuszczę”.- Odpowiedziałem. To nie jest tytuł, który sprzedałem. To przysięga, którą tobie składam. Zawsze będę przy tobie. Cokolwiek by się nie działo, nigdy cię nie opuszczę. Kolejny grzmot, brak światła, piorun, który rozświetlił pomieszczenie. Jednak światło się nie zapaliło. Spojrzałem na nią. Jej oczy błyszczały jak u kota. No tak, ona widzi w ciemności.
- Poczekaj poszukam latarki.- Powiedziała. Po chwili zobaczyłem światło latarki. Zapaliła też parę świeczek. Nawet ja nie wiem gdzie trzymam takie rzeczy. I że je w ogóle posiadam. Zrobiło się bardzo nastrojowo. Blask świeczek delikatnie oświetla jej twarz. Jej oczy błyszczą niczym rubiny. Tak bardzo chciałbym ją pocałować, przytulić. Chciałbym aby była ze mną do końca świata. Spojrzała na zegarek.
- Jest 22, idę spać. Na rano mam pacjenta. Dobranoc.- Powiedziała po czym pocałowała mnie w policzek. Poszła do sypialni a ja wciąż czuję jej dotyk na twarzy. Mam wrażenie jakby miejsce, w które mnie pocałowała płonęło. Dotknąłem policzka. Co się ze mną dzieję. Zawsze byłem jej przyjacielem. To kiedy to się zmieniło? Kiedy zapragnąłem czegoś więcej. Posprzątałem wszystko ze stołu i poszedłem położyć się na kanapę. Nagle zapaliło się światło.
- Szybko się im przypomniało!- Usłyszałem jak krzyczy. Mimowolnie się uśmiechnąłem.- Dobranoc!- Dodała.

- Dobranoc.- Odpowiedziałem jej. Dobranoc 자기야 (w wolnym tłumaczeniu „kochanie”- jagiya)

Nastąpiła ta wiekopomna chwila, 12 rozdział co oznacza że, po nim będzie 13.
A tak na serio to dziękujemy za cierpliwość, oraz za to, że nas czytacie.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że rozdziały nie są dodawane regularnie itp. .....
Za co przepraszamy, niedługo się wszystko powinno ustatkować.
No to chyba wszystko......
SANDRA, ~Rosa~, NOONA









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz