piątek, 2 września 2016

8 Rozdział

~Kris~

- Tak mamo, dobrze, zrozumiałem, oczywiście…. Na pewno, dobrze, mhym, tak , jak ciebie też, pa!- W końcu się rozłączyła. Myślałem już, że się nie odczepi. Od kiedy powiedziałem jej, że chodzę do psychologa nie daje mi spokoju. Twierdzi, że nie powinienem opuszczać Chin. Tak samo jak twierdziła, że pobyt u dziadków mi pomoże. Chyba sama nie wie co tak naprawdę chce. Najpierw mówi, że mam się nauczyć samodzielności i mieszkać sam. A potem, że nadal jestem jej synkiem i powinienem być teraz przy niej. Czy ta kobieta w ogóle myśli? Czego oczekuje? Że rzucę pracę dla jej widzimisię? Ehh. Stanąłem pod szklanym budynkiem. To tutaj przychodzę, prawie, codziennie od roku. Nie powiem, że w sumie bym nie musiał, ale nie mam z kim normalnie pogadać więc chodzę do niej. Ona zarabia a ja się żalę na swój los. Taki układ chyba jest dobry? Wszedłem do środka. Jak zwykle olałem recepcję. Nic nowego mi nie powiedzą. Wysiadłem na 20 piętrze. Nikogo już nie było. No tak przecież ja jestem ta osobą przez, która ona ma nadgodziny. Chyba dlatego więcej bierze. Wszedłem bez pukania. Od godziny już nikogo nie przyjmuje. Siedziała przy biurku. Kończyła pisać raporty. Nie zwróciła na mnie uwagi. Zresztą jak zwykle. Już się przyzwyczaiłem. Nalałem sobie kawy, odwróciłem się w jej stronę. Na biurku stały 3 filiżanki. Wszystkie puste. Pewnie już pada z sił. Podobno praca umysłowa bardziej męczy niż fizyczna. Dla niej też nalałem. Podszedłem do biurka i postawiłem kawę przed nią.
- Usiądź, zajmie mi to dosłownie minutkę.- Powiedziała spokojnie. Jak to jest możliwe, że osoba, która wysłuchuje problemy innych i ma własne jest tak spokojna. Zająłem swoje miejsce na kanapie. Zacząłem się rozglądać. Moją uwagę przykuł obraz. Podszedłem do niego. Wydawał się wciągać. Im dłużej się mu przyglądałem tym miałem większe wrażenie, że coś mi przypomina.
- Kolejna praca na ścinanie?- Spytałem kiedy chowała dokumenty do szuflady. Nie odpowiedziała. Spojrzałem w jej kierunku. Jej wzrok mówił abym zajął swoje miejsce. Coś jest nie tak. Jest coś strasznie nerwowa. No niby to normalne, że po całym dniu jest się zdenerwowanym, ale ona zawsze była spokojna i opanowana. Czy to przez mnie? Ale przed chwilą była miła. Zająłem wyznaczone miejsce. Spojrzała na mnie wyczekująco. Nie traktowała mnie jak pozostałych pacjentów. Nie prowadziła mojej kartoteki. Wszystko zapisywała w swojej pamięci. Nie dawała mi też rad. Po prostu słuchała. Chyba dlatego tak często tu przychodziłem. Mogłem się wygadać i ktoś mnie słuchał. Zacząłem.
- Znowu do mnie dzwoniła. Czy to normalne, że matka wydzwania dzień w dzień do 26-letniego mężczyzny? I co z tego, że jestem na drugim końcu świata. Przecież daje jej znaki życia. Czasami się czuję jakby była obcym człowiekiem, który po prostu się upewnia czy jeszcze żyje, czy nie umarłem. Bo by musiała potem mnie chować a nie opłaca jej się lecieć do Korei aby robić pogrzeb. A z drugiej strony ściąganie zwłok jest zbyt drogie. Czy to normalne?- Spytałem ją. Już sam nie wiem co myśleć.
- Wygląda jak by się o ciebie martwiła, ale z twojej perspektywy wygląda to jakby bała się nie o ciebie, ale o to co masz. Czy coś od niej dostałeś kiedy się przeniosłeś z Kanady?- Spytała. Szczerze zagięła mnie tym pytaniem. Przeważnie nie zadaje mi pytań. Trochę strąciła mnie z tropu. Zwłaszcza z faktem, że pamięta skąd pochodzę. Czy ona coś mi dała? Zaraz czy może jej chodzić o…. Dotknąłem palcami pierścień, który dostałem od dziadka. Czy to jest Aż tak ważne? To na tym jej zależy? Spojrzałem na nią. Przyglądała mi się uważnie. Nie naciskała. Czekała aż sam jej powiem. Tylko czy powinienem? Przecież nikomu o tym nie mówiłem. Dziadek twierdzi, że to był cud, i że nie powinno się o nim mówić głośno. To dlatego dał mi ten pierścień. Nikt o tym nie wie. Tylko ja i dziadek. Nie powinienem jej tego zdradzać.
- Nie przypominam sobie nic szczególnego.- W końcu odpowiedziałem. Pozostawię tę historię na bardziej odpowiedni czas. Może wtedy mnie nie wyśmieje i nie stwierdzi, że jestem chory. Pokiwała głowa rozumiejąc.
- W takim razie ona naprawdę się o ciebie martwi. Codziennie przychodzisz do mnie narzekając na samotność, oraz na brak zainteresowania twoją osobą. A prawda jest taka, że osoba, która się tobą interesuje i martwi to twoja matka. Nie bądź dla niej surowy. To jest normalne kiedy się kogoś kocha.- Odpowiedziała. To chyba najdłuższa sentencja jaką od niej usłyszałem. Tylko dlaczego mam wrażenie, że ona nie wie o czym mówi? Tak jakby cytowała fragment książki.
- A ty kogoś kochasz?- Spytałem. Sam nie wiem czemu. To pytanie samo nasunęło mi się na język. Jak by nie patrzeć nigdy nie wychodzi z biura. Ma mieszkanie, ale mieszka w swoim gabinecie. I na osobę, która spędza tu 24/7 nie ma nawet jednego zdjęcia, które by chociaż przedstawiało jej kotka czy misia pluszowego. O ludziach już nie wspomnę.
- To ja tu zadaje pytania.- Zawsze tak odpowiada kiedy zadam jej prywatne pytanie. Nigdy nie powie prawdy. Ja mówię jej wszystko. Wiem, że do psychologa nie przychodzi się na rozmowy towarzyskie, ale ja ją traktuję jak przyjaciółkę a nie jak tylko lekarza. Czy ona mnie widzi tylko jako pacjenta? Czy przez te wszystkie lata słuchania innych ludzi zaczęła żyć ich życiem odrzucając swoje? Spojrzałem jeszcze raz na obraz na ścianie. Nigdy nie mówi skąd je bierze. Po prostu się pojawiają.
- Skąd go masz?- Nie musiała patrzeć w tamtą stronę aby widzieć o co mi chodzi.
- Czasami rysuję.- Aż przybliżyłem się w jej kierunku. Czy ona właśnie mi coś o sobie powiedziała?
- A co to oznacza? Te symbole, jaki jest ich sens?- Spytałem ciekawy odpowiedzi. Miałem nadzieję, że tym razem też jakąś usłyszę.
- Sama bym chciała wiedzieć.- Powiedziała cicho, pewnie sądziła, że nie usłyszę. Posmutniała. Wyglądała jakby chciała cos powiedzieć, ale nie mogła. Bała się? Tylko czego? Przecież skoro wszyscy chodzą do psychologa to psycholog też musi gdzieś chodzić. Westchnęła.
- To wszystko? Muszę dzisiaj wcześniej zamknąć więc….
- Nie kończ, rozumiem aluzję.- Wstałem z kanapy i ruszyłem w kierunku drzwi. Jednak ten obraz. To mi nie daje spokoju. Skąś kojarzę te znaki. Tak jak bym już je gdzieś widział. Zrobiłem przelotnie mu zdjęcie telefonem. Mam nadzieję, że nie zauważyła. Wyszedłem z gabinetu i ruszyłem w kierunku wind. Na dworze jest już ciemno. Jak zwykle nie wiem ile czasu tam spędziłem. Czasami mam wrażenie, że tam czas się śpieszy. Zjechałem na dół. O szklane drzwi uderzały potężne krople deszczu. Czemu nie wziąłem parasolki? No tak bo ja nie myślę o tym o czym powinienem. Westchnąłem. No nic najwyżej zmoknę. Dziadek zawsze mi mówił, że jak zmoknę to urosnę. Wydaje mi się, że za często mnie wywalał na ten deszcz. No nic. Przynajmniej jeszcze produkują na mnie ubrania. Okryłem się mocniej kurtką i wyszedłem na dwór. Wiatr był nie do zniesienia. Zimny i wręcz tnący. A deszcz tylko pomagał mu, jak nóż ciął moją twarz. Pobiegłem w stronę przystanku. Pomimo, że ma dach to i tak byłem mokry. Wsiadłem do pierwszego autobusu jaki przyjechał. Nie mam zamiaru dać się zamienić w sopel lodu. Cudowna wiosna. Już nie mogę się doczekać lata. Usiadłem na wolnym siedzeniu. Obok mnie siedział starszy mężczyzna. Spokojnie czytał gazetę. Nie przejmował się deszczem i wichurą. Był spokojny. Spojrzałem na zdjęcie z nagłówka gazety. Przedstawiało smoka. Nagle poczułem dziwny ból w głowie. Przed oczami zaczęły pojawiać mi się obrazy, które wyglądały jak fragmenty filmu. Rozrzucone bez składu. Urywki scen, ale wszystkie prowadziły do jednego. Do ……… drzewa?

W imieniu całego zespołu..... Bardzo przepraszam za długi czas oczekiwania, nie podawanie konkretnych informacji oraz inne niedogodności. :'(

Rozumiemy, że się zawiedliście na nas, ale wyniknęły pewne komplikacje.

죄송합니다

SANDRA, ~Rosa~, NOONA






Na początku chciałam dodać coś sexy, ale on wyszedł tu tak ślicznie, że... @_@

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz